piątek, 28 lutego 2014

Agnieszka Kaluga - "Zorkownia"


Dziś nie wypłynie spod mojej klawiatury zbyt wiele słów.

Agnieszka Kaluga od kilku lat jest wolontariuszką w miejscu, gdzie życie przecina się ze śmiercią. Towarzysząc ludziom w odchodzeniu dotyka spraw, o których być może wielu z nas nie ma nawet odwagi pomyśleć.

"Zorkownia" to wybrane fragmenty bloga Autorki zorkownia.blogspot.com wydane w formie książkowej. Są jak zatrzymane w kadrze fotografie, ukazujące moment ludzkiego życia. Czasem ten najważniejszy.

Zapiski Agnieszki Kalugi to bardzo przejmująca lektura, która przedstawia godność rzeczy ostatecznych. Pokazuje jak być z kimś i dla kogoś w ostatnich, najtrudniejszych chwilach jego życia.

Takiej pozycji wydawniczej jak ta się nie ocenia. Trzeba tę książkę po prostu przeczytać, choćby dlatego, że w zapisanych na jej kartach słowach tkwi trudna do określenia magia. Nie będzie to łatwe, jednak warto się z tym zmierzyć.

wtorek, 18 lutego 2014

Katarzyna Zyskowska - Ignaciak - "Ucieczka znad rozlewiska"



Franka Melzer ma trzydzieści lat i dosyć nudnego, przewidywalnego życia "nad rozlewiskiem" w Kazimierzu Dolnym, gdzie wszyscy wszystkich znają i wszystko o wszystkich wiedzą. Dość ma także apodyktycznej matki oraz wiecznie skrywającego się za gazetą ojca. Nie satysfakcjonuje jej również praca w miejscowym biurze podróży. Czarę goryczy dopełnia wymuszony przez matkę kobiety ślub z jej długoletnim partnerem Kubą.

Wszystko to sprawia, że Franka pod wpływem impulsu i wróżby wąsatego chiromanty zaproszonego na jej wieczór panieński ucieka sprzed ołtarza, postanawiając rozpocząć nowe życie z dala od Kazimierza Dolnego w dającej poczucie anonimowości Warszawie.

"Ucieczka znad rozlewiska" to historia trzydziestolatki, która dotąd żyła pod dyktando innych, a teraz pragnie zacząć żyć tak, jak to ona sobie wymarzyła. Czy stolica Polski okaże się dla Franki miejscem, w którym spełnią się jej pragnienia?

Czytałam już kilka książek Katarzyny Zyskowskiej - Ignaciak, ale najmilej wspominam powieści "Niebieskie migdały" -  z którą pewne powiązanie ma "Ucieczka znad rozlewiska" - oraz "Upalne lato Marianny".

"Ucieczka znad rozlewiska" nie wzbudziła we mnie jakiegoś wielkiego entuzjazmu. Ot, taka lekka, niezobowiązująca lektura na kilka wieczorów o dość przewidywalnej fabule.

środa, 12 lutego 2014

Anna Klejzerowicz - "List z powstania"


Bez przeszłości nie ma teraźniejszości i przyszłości. Przeszłość wpływa na to, co jest teraz i na to, co dopiero będzie. Doskonale wiedziała o tym Julia Stryjewska - jedna z bohaterek książki Anny Klejzerowicz "List z powstania" - oraz jej bliscy. 

Julia od czasu, kiedy była małą dziewczynką, żyła wspomnieniami z przeszłości. Ich cienie towarzyszyły jej na co dzień, gdy kładła się spać, kiedy wstawała rano i gdy szła do pracy. Julia nie zapomniała... 

Nie zapomniała o swoich rodzicach, którzy zginęli w czasie trawiącej Warszawę pożogi Powstania Warszawskiego. Nie zapomniała też i o Hance, swej starszej siostrze, po której w czasie walk wszelki ślad zaginął. Jednak tak jak ze śmiercią swoich rodziców w pewnym stopniu się pogodziła, tak nie mogła pogodzić się z brakiem wieści o Hannie, ślicznej młodej kobiecie o jasnych włosach, zaplecionych w warkocz.

Życie w niewiedzy bardzo boli. Czasami tak bardzo, iż jest się w stanie zrobić wszystko, co tylko możliwe, by go uśmierzyć. Lekarstwem na ból stała się dla Julii chęć poznania prawdy o losach, które przypadły w udziale jej siostrze. Wszelkimi dostępnymi sobie sposobami starała się natrafić na jakikolwiek ślad jej dotyczący. Misja, jaką w swoim mniemaniu miała do wypełnienia, po pewnym czasie przerodziła się w obsesję, którą zaszczepiła najpierw w swym mężu Januszu, a następnie przekazała córce Mariannie. 

Przeszłość nie pozwala spokojnie spać. Przeszłość bywa niebezpieczna, a prawda, jaką skrywa, bywa okrutna. Za jej odkrycie płaci się bardzo wysoką cenę, czasem najwyższą z możliwych. Przekonała się o tym Marianna, córka Julii. Kobieta od dziecka karmiona złudzeniami pragnęła zrozumieć, co się stało we wrześniu czterdziestego czwartego roku. Nie wiedziała tylko, ile cierpienia przysporzy jej zaznajomienie się z prawdą...

"List z powstania" to bodaj najlepsza książka Anny Klejzerowicz, jaką przeczytałam. Duszna, mroczna, wciągająca - to według mnie najtrafniejsze słowa, którymi można ją określić. Zachłysnęłam się tą powieścią, wciągnęła mnie w wir zagadek oraz niedomówień.

Mimo że w "Liście z powstania" pierwsze skrzypce odgrywa tajemnica oraz jej wpływ na wszystkich bohaterów, autorka równie silnie zaakcentowała w swej powieści epokę PRL-u. Migawki z tego okresu pozwoliły mi wyobrazić sobie, jak wyglądało życie w czasach socjalizmu.

Najnowsza książka Anny Klejzerowicz to wspaniale napisany kryminał, w którym nic nie jest takie, jakie wydaje się być, a pozornie niezwiązane ze sobą wątki prowadzą do zaskakującego finału.

Z całego serca polecam!

poniedziałek, 3 lutego 2014

Gabriela Gargaś - "Namaluj mi słońce"


Trzydziestosześcioletnia Sabina wykonuje nietypowy w Polsce a coraz popularniejszy na zachodzie Europy zawód - jest przyjaciółką do wynajęcia. Na moment wkracza w życie samotnych albo zabieganych ludzi, by wysłuchać ich zwierzeń. Ludzie ci dzięki Sabinie przez chwilę zapominają o tęsknocie za drugim człowiekiem, ona sama zaś, otrzymując zapłatę za to, co robi, jest w stanie zaspokoić swoje materialne potrzeby.

Sensem życia Sabiny jest praca. Wolne chwile spędza samotnie na czytaniu ciekawej książki i piciu czerwonego wina. Jej życie jest poukładane. Mimo że płynie swoim utartym torem Sabina wydaje się szczęśliwa i nie ma poczucia, że czegoś jej brak.

Pewnego dnia w uporządkowanej egzystencji kobiety pojawia się kilkuletnia dziewczynka o imieniu Marysia, prosząc, by ta namalowała jej słońce. Niecodzienna prośba, wypowiedziana ustami kilkuletniej, roześmianej dziewczynki staje się impulsem do nawiązania równie niecodziennej relacji - przyjaźni dziecka oraz dorosłej kobiety. Choć jej początki są trudne, głównie z tego względu, że Sabina nie przepada za dziećmi i usilnie broni się przed obecnością Marysi w swoim życiu, to z czasem okazuje się, że dziewczynka nieuważnie stała się częścią jej jałowej codzienności. Gdy na scenę wkracza Maks - tata Marysi, że posłużę się fragmentem opisu z okładki "akcja nabiera tempa"...

Lektura "Namaluj mi słońce" była moim pierwszym spotkaniem z twórczością Gabrieli Gargaś i śmiem twierdzić, że nieostatnim, gdyż styl w jakim pisze, bardzo przypadł mi do gustu.

Książka pani Gargaś była dla mnie jedną z tych, które "czytają się same". Czułam, że płynę prze kolejne strony, które przewracałam z dużą niecierpliwością, chcąc się dowiedzieć, jaki też los przewidziała autorka dla swoich bohaterów.

Niewątpliwie duży swój udział w tym, iż "Namaluj mi słońce" tak bardzo mi się podobało, ma język, jakim posługuje się pisarka. Mimo że jest prosty w odbiorze, to uwidacznia się w nim lekkość pióra oraz talent do przykuwania uwagi czytelnika opowiadaniem interesujących historii, którymi została obdarzona autorka książki.

Historia Sabiny ma moim zdaniem tak zwane "drugie dno". Ukazuje bowiem bezmiar samotności, z jakim muszą zmagać się w ludzie w dzisiejszych czasach. Nie ma tutaj znaczenia ani wiek, ani płeć, ani status społeczny, ponieważ klientami "przyjaciółki do wynajęcia" byli zarówno młodzi, dobrze sytuowani mężczyźni, kobiety, miotające się między poświęceniem dla rodziny a chęcią odejścia do nowo poznanego kochanka, jak i starsi schorowani ludzie, mający za sobą całe już niemal życie. Wszystkich ich łączyło jedno - dojmująca samotność oraz pragnienie odbycia szczerej rozmowy z przyjacielem, nawet takim, który zaistnieje w ich codzienności jedynie na chwilę.

Książka ta pozwala uświadomić sobie, co jest w życiu naprawdę ważne.

Polecam! Nie tylko miłośniczkom powieści obyczajowych.