czwartek, 28 lutego 2013

Byłam "w niebie na agrafce"


"W niebie na agrafce" to debiutancka powieść Iwony Grodzkiej - Górnik. Ukazuje nam ona historię Zuzanny, z zawodu bankowca, a z zamiłowania malarkę. Główna bohaterka, choć jest młoda, to wiele już przeszła, ponieważ życie jej nie rozpieszczało. Kolejnym ciosem okazała się dla niej śmierć Basi, młodszej siostry jej matki, a zarazem najserdeczniejszej przyjaciółki Zuzanny.

Tuż po pogrzebie Basi, na jaw wychodzi rodzinna tajemnica, skrywana przez niemal trzydzieści lat. Poprzez jej odkrycie Zuzanna zaczyna zadawać sobie pytanie, kim właściwie jest? Zaczyna nagle zdawać sobie sprawę z tego, że całe jej dotychczasowe życie zostało zbudowane na kłamstwach i niedomówieniach, postanawia więc uczynić wszystko, by na nowo odkryć samą siebie.

"W niebie na agrafce" zawiera w sobie prawie wszystko to, czego oczekuję po interesującej książce. Jest w niej zarówno zwyczajne życie, zwyczajne troski i kłopoty, jak i trochę wątków miłosnych, piękne widoki oraz szczypta sensacji i tajemnicy. Ponadto powieść ta przybliża czytelnikowi pojęcia związane z malarstwem, dzięki niej można choć w przybliżeniu wyobrazić sobie to, co czuje artysta, któremu nieobcy jest świat barw, przekształcających nawet najdrobniejsze wspomnienie czy odczucie w obraz na sztaludze.

Portrety psychologiczne bohaterów stworzonych przez Autorkę są wyraziste i niejednoznaczne, podczas czytania można odczuć emocje nimi targające.

Język powieści jest prosty i zrozumiały, dzięki czemu lektura książki staje się dla czytelnika prawdziwą przyjemnością.

Nie żałuję czasu spędzonego przy tej książce, natomiast innym serdecznie ją polecam.

sobota, 23 lutego 2013

Absurdy polskiej rzeczywistości

Byłam z Mamą we wtorek w Warszawie na zdjęciu miary do ortez. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że ich cena, po ostatecznej wycenie, podskoczyła do niebotycznych sum. Cena ortez z plastiku wynosi w chwili obecnej 4.080 zł, cena ortez wykonanych z włókna węglowego (polipropylenu) to 6.540 zł. Te kwoty są dla mnie astronomiczne, dlatego jeżeli ktoś z Was chciałby jeszcze wesprzeć moją walkę o zdrowie, a nie wie, czy moja prośba o pomoc nadal jest aktualna, to chcę powiedzieć, że tak właśnie jest.

PFRON refunduje do 150% sumy NFZ, czyli do 1.500 zł, ale byłam tam w piątek z Mamą i okazało się, że oczywiście instytucja ta nie ma teraz środków. Najwcześniej będzie mieć jakiekolwiek środki pod koniec marca.

(Jeżeli ktoś z Was chciałby się upewnić co do tego, że informacje, które podaję, są prawdziwe, oto numer telefonu do firmy VIGO ORTHO POLSKA: (22) 502 - 21 -25). Podczas rozmowy należy podać nazwę ortez, które ja będę miała - ORTEZY GRAFO Z TRZEWIKIEM, i zapytać o cenę ortez wykonanych z plastiku i włókna węglowego, ponieważ one znacznie różnią się ceną, oraz, na wszelki wypadek zaznaczyć, że mają to być ortezy dla osoby dorosłej).

POD TYM LINKIEM dostępne są informacje o tym, w jaki sposób można mi pomóc.

Dlaczego tak jest, że kiedy wszystko zaczyna się dobrze układać, chwilę później znowu jest coś nie tak?

Dziękuję Wam za wszystkie dotychczasowe wpłaty. Mają one dla mnie kolor zielony. Kolor Nadziei...

O wizycie w Warszawie piszę dopiero dziś, bo musiałam się z tym wszystkim najpierw uporać. Całą drogę z Warszawy do Chełma przepłakałam, ale już wzięłam się w garść, bo wiem, że płacz nic w tym przypadku nie da.

Cała podróż do stolicy była ciężka zarówno dla mnie, jak i mojej, starszej już Mamy. Z Chełma wyjechałyśmy około godziny 5.40, wróciłyśmy zaś mniej więcej o 23.00.

Ulica Oczki 4, na którą musiałam się dostać we wtorek, znajduje się zaledwie jeden przystanek od Pałacu Kultury, a zanim się na niej znalazłam, minęły prawie dwie godziny. Wszystko dlatego, że prowadzą do niej podziemia, znajdujące się pod Dworcem Centralnym. Na Dworcu Centralnym nie ma wind, podnośników, ani żadnych innych maszyn, które byłyby przystosowane do przewozu osób niepełnosprawnych.

Najpierw próbowałyśmy dostać się z Mamą na ulicę Oczki 4 taksówką, jednak taksówkarz powiedział, że nas nie weźmie, bo mu się to zwyczajnie nie opłaca. (Pozdrowienia dla "przemiłego" pana taksówkarza...). Wróciłyśmy więc zdenerwowane do podziemi, pytając po raz kolejny, czy są windy (wcześniej ja pytałam o to osobiście miłego pana w odblaskowej zielonej kamizelce, który sam nawet zaoferował się, że zwiezie mnie platformą na dół, abym mogła wydostać się z podziemi, wynikało więc z tego, że jakieś platformy jednak są, tylko, że była już zamówiona taksówka), i po raz kolejny to potwierdzono. Dwaj inni panowie prowadzili nas podziemiami, nosili mnie po schodach, po czym powiedzieli, że w pewnym określonym znajdują się windy, i nas zostawili.

Poszłyśmy się upewnić, czy te windy są, do ochroniarza, stojącego w pobliżu. Okazało się, że windy, owszem są, ale tylko i wyłącznie dla pracowników hotelu Mariott, a z podziemi można wydostać się jedynie schodami ruchomymi albo zwykłymi. Mama wtedy powiedziała na to w zdziwieniu: "No jak to schodami?", a wtedy "przesympatyczny" ochroniarz nakrzyczał za to, że mamy do niego pretensje. A my nie miałyśmy do niego żadnych pretensji, tylko byłyśmy zwyczajnie zszokowane.

W ostateczności o pomoc musiałyśmy prosić właśnie nie kogo innego, a tego niemiłego ochroniarza, bo nikt inny nie chciał nam pomóc. Inny ochroniarz kazał nam pisać do prezydenta Komorowskiego, skoro Dworzec Centralny nie jest dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych...

Według mnie nie powinien tak mówić, tylko spróbować nam pomóc, ale faktem jest, że np. było tyle przygotowań do Euro 2012, remontowano dworce itp., itd., a w rezultacie okazało się, że na Dworcu Centralnym nie zrobiono nic, by był dostępny dla osób niepełnosprawnych...

Ja sama jedna rzeczywistości nie zmienię. Aby coś zmienić, trzeba by budować od podstaw cały system opieki nad niepełnosprawnymi. Według mnie Polska nie jest cywilizowanym krajem, jeśli chodzi o kwestię podejścia do niepełnosprawnych i chorych. Wprawdzie wiele się już zmieniło, ale równie wiele zostało jeszcze do naprawienia. Niektórzy Polacy mają ponadto do odrobienia WIELKĄ lekcję pokory i tolerancji. Wózek i choroba mogą bowiem spotkać każdego...

Tak samo jak nie zmienię budowy Dworca Centralnego, tak sama jedna nie zmienię także kwestii cen ortez i innych przedmiotów ortopedycznych, co ktoś mi w piątek zasugerował. Aby jakakolwiek zmiana była możliwa, musieliby zbuntować się wszyscy niepełnosprawni i przedmiotów zaopatrzenia ortopedycznego po prostu nie kupować, a najczęściej jest tak, że gdy człowiek szuka możliwości ratowania swego zdrowia i siebie samego, to się nie zastanawia nad buntem, tylko szuka różnych dróg ratunku - tak jak ja. Ja tylko próbuję sobie pomóc...

Podczas wizyty w Warszawie zdarzyły się też miłe momenty, takie jak gorąca czekolada z bitą śmietaną, króciutkie spotkanie z M. i J. oraz zainteresowanie okazywane mi przez życzliwych ludzi, ale negatywne jej strony nie dają mi spać po nocach do dziś.

środa, 13 lutego 2013

Poruszenia i wzruszenia

Patrzę na dzisiejszą datę i nie mogę uwierzyć, że od napisania posta minęły już prawie dwa tygodnie. Doba znowu stała się dla mnie za krótka, a każda upływająca minuta - bardzo cenna. Książki leżą odłożone na bok, bo nie mam czasu ich czytać. Nie mam czasu odpisywać na maile. Czasie zwolnij! - chcę zawołać, ale...

Ale. To, co się dzieje w chwili obecnej w moim życiu nastraja mnie do świata niezwykle pozytywnie. Dzieje się tak między innymi dlatego, że dostaję maile ze słowami otuchy, podziękowań za niesioną nadzieję od osób, po których zupełnie bym się tego nie spodziewała. Wszystko to wzrusza mnie i porusza.

Odwiedzają mnie goście, dzisiaj była u mnie Ula z Piotrusiem Panem, a w dniu wczorajszym odwiedziły mnie inne bliskie mi osoby.

We wtorek, 12 lutego byłam z Mamą w oddziale chełmskiego NFZ-tu i Pani w nim zatrudniona od ręki podbiła mi wniosek na ortezy (tak, jak pisałam NFZ dopłaca do ortez 1.000 zł). Nie miałam z tym żadnych problemów, Pani była bardzo uprzejma, wszystko odbyło się zaledwie w przeciągu kilku minut.

We środę, 13 lutego polało się  z moich oczu wiele łez... radosnych łez. Pan Rafał, poprawił mi i nałożył stare ortezy (wcześniej ich nie nosiłam, bo bardzo bolała mnie po ich założeniu prawa noga). Kolana mam w nich proste, nie koślawią się już, i nagle się okazało, że jestem dość wysoką dziewuszką. W tamtejszą środę ortezy miałam na nogach dopiero po raz drugi, a okazało się, że już mogę w nich samodzielnie uczyć się stać. Kiedy usiadłam, by chwilę odpocząć, spojrzałam na mojego rehabilitanta, a z moich oczu trysnął strumień łez. Płakałam tak długo, bo to było zupełnie inne uczucie stać w ten sposób, niż wcześniej. Poza tym, miałam  wówczas takie wrażenie, że gdybym tylko się odważyła, mogłabym już zacząć chodzić samodzielnie.

Na moje subkonto cały czas wpływają wpłaty. Dziękuję Wam za każdą, bo każda z nich przybliża mnie do wyznaczonego celu, jakim są nowe ortezy, a cel jest już blisko!

Nowe ortezy będą wykonane z włókna węglowego, a dzięki temu dużo, dużo lżejsze. Te, które mam w chwili obecnej są metalowe i bardzo ciężkie (jak żelazne kajdany). W nowych dużo łatwiej będzie mi uczyć się poruszać o własnych siłach.

Bardzo dziękuję Diunam oraz Maciejce, które umieściły apel o pomoc dla mnie na własnych blogach, chociaż ich o to nie prosiłam.

W najbliższym czasie czekają mnie trzy wizyty w Warszawie, wszystkiego się już dowiedziałam. Na pierwszej technicy zdejmą z moich nóg miarę, potrwa to do 90 minut, na drugiej będzie przymiarka ortez i dopasowywanie ich do moich nóg, na trzeciej natomiast ich odbiór. Cała procedura potrwa kilka tygodni.

Dziękuję Wam bardzo za wszystko. Za to, że czuję Wasze wsparcie. Za Wasze wpłaty na moje subkonto fundacyjne. Za to, że mój los nie jest Wam obojętny.

Dziękuję, że ze mną jesteście!!!

A to są zdjęcia Lenki jeszcze z grudnia.