Coraz
bliższy gwizd pociągu ze świstem przeciął rozedrgane powietrze. Zielono-żółte wagony ociężale wtoczyły się na peron, zmierzając do celu podróży. Przez wąskie
drzwiczki wysypali się pasażerowie. Karolina podniosła się z ławki, wzrokiem
szukając tej, na którą czekała siedem lat.
- Pa… Pani
Kasia? – zapyta niepewnie, widząc niewysoką postać. Kobieta o tycjanowskich,
sięgających ramion włosach, zatrzymała się w pół kroku na dźwięk głosu
Karoliny.
- Karolinka?
– ciepły głos Smoczowłosej przepełniała taka sama niepewność. – Chociaż teraz
to powinnam chyba powiedzieć pani Karolina – droczyła się z nią, a potem
umilkła, patrząc jak dziewczyna zaczyna iść. Szła niepewnie po „nieoswojonym”
podłożu, bujając się na boki. Kroki stawiała wolno i ciężko, kolana miała mocno
ugięte, ale szła. Obie kobiety, które tak wiele dzieliło, a jednocześnie tak
wiele łączyło, padły sobie w ramiona, śmiejąc się i płacząc na przemian. Oczy
pisarki lśniły złotozielonym blaskiem, gdy patrzyła na Karolinę; dziewczyna
miała nieodparte wrażenie, że spojrzeniem tym dotyka jej własnej duszy, w
oczach Karoliny, ukrytych za przyciemnionymi szkłami ceglasto-białych okularów,
drżał błękitnozielony płomień.
- Poda mi
pani ramię?
- Przestań mi tu „paniać”. Ja będę panią…
- Tak wiem, dopiero za jakieś pięćdziesiąt lat.
- Dokąd teraz idziemy?
- Do domu.
*
"W życiu piękne są tylko chwile"..., że zacytuję słowa pewnej bardzo znanej piosenki.
Przez ten cały czas wyobrażałam sobie, jak to będzie. Że kiedy się spotkamy, ja wstanę, i na drżących, bo drżących nogach, podejdę do tej drogiej mi kobiety. Było jednak zupełnie inaczej, bo siedziałam na wózku i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wziąć kule w dłonie i podejść tych kilka kroczków.
Bałam się, że w czasie rozmowy nie zdołam wykrztusić choćby słowa, lecz zdenerwowanie szybko zniknęło. Czułam się tak, jakbyśmy znały się od lat, i od lat piły herbatę w swoim towarzystwie. A jednak to moja Mama, a nie ja, potrafiła okazać większą radość na jej widok, mimo iż moja była przeogromna. Bo ja cały czas kontrolowałam się, by się nie rozpłakać. Przeżywałam to wszystko, co się działo, tak mocno, że teraz mi się wydaje, że to mi się przyśniło. Że nie było przytulania i przyjemnej konwersacji. Że ja to wszystko tylko sobie wyobraziłam...
Przecież moje Marzenia tak trudno się spełniają... A jednak to jedno Wielkie się spełniło, chociaż gdy ja blisko cztery lata temu słuchałam jej ciepłego głosu, którym pobrzmiewał wywiad udzielany dla pierwszego programu polskiego radia, nawet nie przypuszczałam, że kiedyś tak się stanie. Ba, ja nawet jeszcze o tym wtedy nie marzyłam, aż do do chwili, w której dostałam ten pierwszy piękny list...
Na to spotkanie czekałam trzy lata, jeden miesiąc, i szesnaście dni...
A tu zdjęcie z moją Mamą.
Pani Kasi Michalak jeszcze raz serdecznie dziękuję za to, że zgodziła spotkać się ze mną i moją Mamą.
Mojej siostrzenicy natomiast, również Kasi, dziękuję za to, iż się nami zaopiekowała, a ja w Warszawie, której okolice przez prawie dwa lata były dla mnie drugim miejscem zamieszkania, nie czułam się obco.