poniedziałek, 25 listopada 2013

Cisza na blogu

Pewnie się zastanawiacie, skąd ta cisza na blogu. Otóż kilka dni temu dopadła mnie jakaś infekcja i bardzo słabo się czuję.

Do blogosfery wrócę, kiedy poczuję się lepiej. Teraz nie mam na nic siły.

piątek, 15 listopada 2013

Anna Ficner - Ogonowska - "Szczęście w cichą noc"


"Szczęście w cichą noc" to już czwarta książka opisująca losy Hani i Mikołaja. Tym razem jej akcja koncentruje się na przygotowaniach do Świąt Bożego Narodzenia oraz związanych z nimi zwyczajach. Czekałam na tę książkę bardzo, bo niewiele jest według mnie powieści, których akcja oddawałaby atmosferę tych jedynych w swoim rodzaju dni.

Jak trzy poprzednie książki Autorki czymś mnie ujęły - szczególnym sentymentem darzę "Alibi na szczęście" - tak tą ostatnią, czwartą, jestem dość mocno rozczarowana. Przede wszystkim dla mnie to jest nie książka, a dłuższe opowiadanie, dodatkowo opatrzone znanymi większości ludzi przepisami, chyba po to, by wydawało się dłuższe objętościowo. Mimo iż język opowieści jest plastyczny, przemawiający do wyobraźni, a tradycje świąteczne rzetelnie opisane, to jest to dla mnie zbyt mało, bym uznała tę niewielką książeczkę za tak dobrą, jak poprzednie części cyklu.

Zakończenie "Szczęścia w cichą noc" również do mnie nie przemówiło, pragnęłam czegoś innego. Mogłyby być choć jedna, dwie strony więcej, a wówczas wszystko, jak dla mnie, stałoby się jasne.

Książkę o świętach napisała też Magdalena Kordel. Wiem, że książki trudno porównywać, ale "Sezon na cuda" podobał mi się dużo bardziej. Mimo tego i tak jestem ciekawa kolejnych powieści, które wyjdą spod pióra pani Anny Ficner-Ogonowskiej, a ja podczas ich lektury poczuję magię podobną do tej, jaka towarzyszyła mi w trakcie czytania "Alibi na szczęście".

niedziela, 10 listopada 2013

"Chce się żyć"

"(...) To zupełnie jak mój pies, ślini się na widok jedzenia, cieszy się na mój, a na dodatek merda ogonem".

To cytat, choć może nie dość wierny, z głośnego filmu Macieja Pieprzycy "Chce się żyć", który dziś, w towarzystwie Mamy i mojej koleżanki obejrzałam w kinie.

Z pewnością wielu z Was już o tym filmie słyszało, być może nawet go widziało, dla pewności jednak odrobinę go Wam przybliżę.

Głównym bohaterem filmu jest Mateusz, mężczyzna chorujący na ciężką, czterokończynową postać Mózgowego Porażenia Dziecięcego. Na temat obrazu Pieprzycy, genialnej gry Dawida Ogrodnika oraz Przemka, w oparciu o losy którego ów film powstał, padło już wiele słów. Najpierw pomyślałam, że nie będę dokładać pieniędzy reżyserowi i aktorom, skoro Przemek, człowiek tak bardzo dotknięty przez los, również przez twórców czuje się wykorzystany (choć tak naprawdę, nie wiem przecież, jak było), potem jednak postanowiłam się przemóc. Sama bowiem chciałam przekonać się, co jest w tym filmie takiego niezwykłego.

Na pewno niezwykła jest jego prawdziwość, pokazanie prawdy o życiu i egzystencji niepełnosprawnych ludzi takimi, jakimi one są, beż żadnych upiększeń, brutalna wręcz szczerość. Na uwagę zasługują również niewątpliwie gra Dawida Ogrodnika oraz chłopca, który wcielał się w Przemka z lat dziecięcych.

Co jeszcze mi się w tym filmie podobało to to, że strąca niepełnosprawność z piedestału. Próbuje w jakiś sposób edukować, że każdemu człowiekowi, bez względu na to, w jakim ciele ukrywa się jego dusza, należy się szacunek. Bo filmowy Mateusz, to ani pies, ani tym bardziej nie roślina, jak się o nim nie raz i nie dwa pogardliwie wyrażano, sądząc, że nie rozumie. Dobrze więc, iż taki film powstał, bo może niejednemu otworzy oczy na rzeczywistość.

Ja mam jednak jedno duże "ale". Film "Chce się żyć" nie wzbudził we mnie jakichś szczególnych emocji. Był dla mnie po prostu jednym z wielu. Nie wiem dlaczego, przecież jestem wrażliwa ponad miarę. Nie, nie, jednak wiem. Mimo tego, że miałam w życiu nieco więcej szczęścia niż Mateusz/Przemek, dzięki czemu moje ciało jest dużo sprawniejsze niż jego, to i tak w dużej mierze wiem, jak takie życie wygląda.

środa, 6 listopada 2013

Corina Bomann - "Wyspa motyli"


Anglia, Sri Lanka, Niemcy i Polska to miejsca, które dzieli nie tylko odległość, ale i kultura oraz ludzka mentalność. A jednak Corinie Bomann udało się w jakiś sposób połączyć ze sobą te kraje za sprawą zaskakującej fabuły "Wyspy motyli".

Diana Wagenbach, główna bohaterka powieści, na prośbę umierającej ciotki Emmely postanawia rozwikłać tajemnicę ciążącą nad przeszłością jej rodziny. Wskazówek ma bardzo niewiele: paczkę herbaty, nieostrą fotografię, kilka listów i stary przewodnik po Kolombo, stolicy dawnego Cejlonu. To właśnie ta niepozorna broszurka sprawia, że kobieta postanawia odwiedzić ów egzotyczny kraj, kształtem przypominający skrzydło motyla. Daleka podróż stanie się dla Diany okazją do poznania przeszłości własnych przodków, w której tkwi wiele zagadek. Dzięki niej odnajdzie również samą siebie, ponieważ wędrówka przez zielone herbaciane pola pozwoli odpowiedzieć jej na pytanie "Kim jestem"?

"Wyspa motyli" to niezwykła książka, w której przeszłość splata się z teraźniejszością. Powieść rozgrywa się bowiem naprzemiennie w dwóch planach czasowych - w roku 2008. i 1887. Bohaterką rozdziałów "współczesnych" jest wspomniana już wcześniej Diana Wagenbach, natomiast koniec XIX stulecia stał się scenerią dla życia Grace i Victorii Tremayne - jej przodkiń, które pewnego dnia przybyły do Vanattuppucci.

Vanattupucci, tytułowa "Wyspa motyli", to nie tylko miano, jakim dość często określa się Sri Lankę, to również nazwa, którą nadał swej plantacji, zmarły tragicznie, stryj obu dziewcząt.

Wśród zielonych herbacianych wzgórz wybuchnie, niebacząca na konwenanse, zakazana, namiętna miłość. Miłość, która wszystko spala i niszczy, ale i dzięki której człowiek ma odwagę, by trwać. Nawet w przypadku bólu i cierpienia ściskającego duszę.

"Wyspa motyli" podobała mi się nie tylko przez wzgląd na wątek rodzinnej tajemnicy (a bardzo takie lubię). Do gustu przypadły mi również opisy egzotycznej przyrody Sri Lanki, jej obyczajów i kultury. Informacje dotyczące uprawy i produkcji herbaty pozwoliły mi nieco bardziej uzmysłowić sobie proces jej powstawania.

Cóż więcej dodać? Po prostu piękna książka.

wtorek, 5 listopada 2013

Karolina czyta dzieciom!


Bardzo podoba mi się idea kampanii "Cała Polska czyta dzieciom". Dziś brałam w niej udział po raz drugi w życiu. Zostałam poproszona przez jedno z przedszkoli integracyjnych w moim mieście o przeczytanie dzieciom opowiadania Heleny Bechlerowej "Jak jeż Kolczatek szukał mieszkania".

Spotkanie przebiegło w ciepłej i serdecznej atmosferze, a ja dzięki temu mogłam zapomnieć o tremie, o tym, że znajduję się w nowym dla mnie miejscu, gdzie otaczają mnie nieznani ludzie.

W ramach podziękowań dostałam kwiatki wykonane z bibuły i piękny dyplom. Bibułkowe tulipany wstawiłam sobie do wazonu, które mimo iż nie pachną, to prezentują się równie pięknie jak te prawdziwe.