czwartek, 25 lipca 2013

Wiesława Bancarzewska - "Powrót do Nałęczowa"


Bardzo lubię w książkach klimat lat 30. XX wieku, więc z chęcią sięgnęłam po książkę pod tytułem "Powrót do Nałęczowa". Uczyniłam to również tym chętniej, że, jak wynikało z samego jej tytułu, miała opisywać miasteczko, które znajduje się dość niedaleko mojego miejsca zamieszkania, a które kiedyś miałam okazję odwiedzić.

Główną bohaterką powieści jest czterdziestodwuletnia Anna. Została na świecie niemal całkiem sama, ponieważ wszyscy członkowie jej najbliższej rodziny dawno już nie żyją. Jedyną bliską jej osobą jest Bartek Pospieszny, mężczyzna, który wkroczył do jej życia przed siedmioma laty. Anna tworzy z nim dość dziwny "związek-niezwiązek": widują się tylko w weekendy, a pozostałe dni spędzają oddzielnie we własnych mieszkaniach.

Anna cały czas tęskni za swoimi bliskimi, szczególnie za rodzicami oraz babcią, która całe swoje życie spędziła w Nałęczowie. To chyba właśnie ta tęsknota spowodowała, że pewnego dnia Anna znalazła się w Nałęczowie w 1932. roku.

Kobieta początkowo była bardzo zaskoczona, wręcz zszokowana tym, że może bez przeszkód przenosić się w przeszłość. Z czasem jednak przyzwyczaiła się do tego, że kiedy chce, może przenosić się do lat 30-tych i spędzać czas z własną babcią oraz ciotkami i mamą, które mają w większości zaledwie po kilka lat, a w razie potrzeby przenosić się do XXI wieku.

Książkę tę czytałam bardzo długo, gdyż prawie dwa tygodnie. Szczerze muszę przyznać, że początkowo strasznie mnie nużyła. Dopiero gdy dobrnęłam mniej więcej do połowy, zainteresowała mnie na tyle, że chciałam czytać ją dalej.

Na początku bardzo irytowało mnie to, że Anna tak nagle, ni stąd, ni zowąd, mogła zacząć przenosić się w przeszłość. Wydawało mi się to strasznie naciągane, kolokwialnie mówiąc. Z upływem akcji przyzwyczaiłam się do tego swoistego zabiegu na tyle, że przestał mi on przeszkadzać.

Bardzo podobał mi się Nałęczów z lat 30-tych, opisany w powieści. Autorka wiernie oddała zarówno zwyczaje, które panowały wówczas w Polsce, jak i codzienne życie prostych i biednych, lecz serdecznych ludzi.

Planowana jest kolejna książka opisująca losy Anny i jeśli się ukaże, to chętnie po nią sięgnę.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Książka przepełniona Miłością i Dobrem, o których można pisać jedynie wielkimi literami, czyli refleksje o "Zgodzie na szczęście" Anny Ficner - Ogonowskiej


Hania, główna bohaterka trylogii Anny Ficner - Ogonowskiej, już zawsze kojarzyć mi się będzie z ciepłem w miodowym oczach. To właśnie nim przede wszystkim ujęła mnie ta dziewczyna.

Dwudziestokilkulatka powoli oswaja traumę z przeszłości. Choć wie, że nigdy już nic nie będzie takie samo jak kiedyś, to jest szczęśliwa. Szczęście Hani zamyka się w błękicie oczu Mikołaja, dotyku maleńkiej rączki Tomaszka, synka Dominiki, i przepełnionym mądrością głosie pani Irenki.

Mimo wielu dobrych chwil, którymi obdarza ją los, Hani nie omijają zwyczajne troski dnia codziennego. Nie omijają również i jej bliskich. Tym razem to Hania, ta delikatna a jednocześnie silna kobieta, będzie musiała wykazać się niezłomnością. Będzie musiała trwać przy wszystkich tych, których kocha niczym skała. Zupełnie tak, jak oni wszyscy trwali przy niej trzy lata temu...

Wspaniale było znów spotkać się z Hanią, Mikołajem i pozostałymi bohaterami, których na kartach swoich powieści do życia powołała Pani Anna Ficner - Ogonowska. Lubię ich wszystkich bez wyjątku, bo to właśnie oni tworzą tę niepowtarzalną rzeczywistość, przepełnioną Miłością i Dobrem.

Najbardziej jednak zafascynowana jestem dobrocią Mikołaja. Tym, jaki jest. Tym, że uczucia, którymi obdarza Hanię, wyczytać można z każdego gestu, słowa i spojrzenia, którymi ją obdarza. 

Hania również jest niezwykle bliska mojemu sercu. Może dlatego, że odnajduję w niej nieco mojej wrażliwości i delikatności. A może wcale nie? Może jest mi tak bliska, bo także z niej emanuje dobroć wobec drugiego człowieka?

Może Hania i Mikołaj stali mi się aż tak bliscy z tego względu, że cechy, którymi obdarzyła ich Autorka, tworzą ludzi, jakich pragnie się spotykać w życiu naprawdę?

Pani Anna Ficner - Ogonowska posiada bardzo cenną umiejętność tworzenia magii w zwykłych, codziennych chwilach. Magii, którą tworzą pozytywne ludzkie uczucia. "Zgoda na szczęście" przepełniona jest właśnie taką magią. Magią Dobroci i Miłości. Magią dotyku, gestów, spojrzeń i słów. Magią błękitu oczu Mikołaja i magią miodowego spojrzenia Hani.

Ta książka pozwala zatrzymać się choć na chwilę wśród życia, które na takie zatrzymanie się najczęściej nie pozwala. Pozwala odróżnić rzeczy ważne od mniej ważnych. Pozwala przypomnieć sobie, że zgoda na szczęście to czasami nic innego jak piękna książka czytana z wypiekami na twarzy, kot mruczący na kolanach i słodki smak czereśni w ustach, którym słońce nie żałowało pięknego bordowego koloru...

poniedziałek, 1 lipca 2013

Agnieszka Stelmaszyk - "Kroniki Archeo. Zaginiony klucz do Asgardu"



"Kroniki Archeo. Zaginiony klucz do Asgardu" to już moje szóste spotkanie z piątką młodych archeologów i poszukiwaczy przygód.

Rodzeństwo Ostrowskich i Gardnerów wspólnie spędza część wakacji na duńskiej wyspie Bornholm. Początkowo spokojnie upływają one na spacerach oraz wycieczkach rowerowych. Jednakże traf, który często rządził życiem dzieci, sprawił, że po raz kolejny zostały wplątane w poszukiwanie mitycznego skarbu. Tym razem jest on związany z wikingiem, jarlem Palnem Tóki i skandynawskimi sagami.

Na ślad owego skarbu dzieci trafiają za sprawą notatek zawartych w notesie profesora Ragnara Storma. Zrządzeniem losu otrzymały go od doktoranta profesora, któremu profesor, obawiając się o swoje życie, je przekazał.

Bardzo lubię książki przygodowo-historyczne, więc i tę chętnie przeczytałam. "Kroniki Archeo" to seria książek przeznaczonych przede wszystkim dla dzieci, ale i ja spędziłam miło czas przy ich lekturze.

Nie zawiodłam się ani na treści "Zaginionego klucza do Asgardu", ani na ilustracjach, które stworzył Jacek Pasternak. Jedyne co trochę mi się nie podobało, to zakończenie szóstego domu. Jak dla mnie było ono nieco zbyt fantastyczne i nierealne, lecz to był tylko jeden "mankament".

Teraz czekam na siódmą część cyklu - "Przepowiednię Synów Słońca".