środa, 30 stycznia 2013

Polska to nie jest kraj dla niepełnosprawnych ludzi - parafrazując tytuł znanego filmu

Ja chyba osiwieję... ;(((
Byłam dzisiaj u ortopedy, aby wypisał mi wniosek na ortezy, dlatego ten dzień uważałam za taki ważny. Wniosek wypisał, owszem, ale przedtem nakrzyczał na mnie za to, że lekarz z Warszawy, u którego byłam w październiku, nie napisał na kartce specjalnego kodu, po którym można rozpoznać o jaki konkretnie rodzaj ortez chodzi.

Boże kochany, ja się na tym nie znam (chociaż i tak mam wrażenie, że czasem wiem dużo więcej od zatrudnionych w określonych instytucjach urzędników), a musiałam błąd lekarza naprawiać. Na szczęście udało się, dzięki życzliwości pewnej Pani, która umożliwiła mi skorzystanie z internetu.

Oddając sprawiedliwość warszawskiemu ortopedzie, dzwonił on do mnie po tym, jak wysłałam mu smsa z tytułem "PILNE!", ja jednak nie miałam możliwości, by odebrać telefon od niego.

Dzwoniłam do warszawskiej firmy, która będzie te ortezy wykonywać. Kiedy zapytałam o ich koszt, jej przedstawicielka powiedziała mi, że wynosi on w sumie 3.180 złotych. 2.380 złotych to cena podstawy, a 800 złotych to cena butów. NFZ refunduje 1.000 złotych kosztów ortez. Mogę się też starać o częściowe dofinansowanie z PFRON-u, ale ta instytucja i tak nie pokrywa całości kosztów. Część środków, które od niej mogłabym otrzymać, to 150% sumy, którą dopłaca NFZ, a i tak ostateczna kwota z PFRON-u, zależna jest od wysokości dochodu, więc tak naprawdę nie wiem, ile, i czy dostanę jakiekolwiek środki.

Załamałam się, nie spodziewałam się, że koszt tych ortez będzie tak wysoki. Jak usłyszałam tę cenę, włosy na głowie stanęły mi dęba.

O tym, jak można mi pomóc, można dowiedzieć się POD TYM LINKIEM..


To teraz idę się wypłakać.

wtorek, 29 stycznia 2013

Przebłysk przyszłości?

Dziś odwiedziła mnie ciocia H. Jest to starsza dystyngowana kobieta. Sprowadził ją do mnie smutek, jednak kiedy już wychodziła, poprosiła mnie żebym wstała. Z tego względu, że nie miałam nałożonych butów, to wstałam tylko na chwilę, podpierając się balkonikiem.

Ciocia powiedziała mi, że jesienią ubiegłego roku, kiedy szła ulicą, wydawało jej się, że stoję na przystanku o własnych siłach. Nie chodziło wcale o to, że zostałam pomylona z kimś innym, podobnym do mnie. Ciocia widziała właśnie mnie, jak sobie stoję, czekając na autobus.
Nie wiem, co to było. "Fatamorgana"? A może rzeczywiście wizja tego, co kiedyś się wydarzy?
Bo ja dziś pięknie sobie stałam na własnych nogach. Już nie lecę bezwładnie na łóżko, tylko wytrzymuję na nogach 30 sekund, a czasami prawie minutę. Nastąpił swoisty przełom, na który czekałam bardzo, bardzo długo...

Pan Rafał powiedział, że z mojego sukcesu cieszy się bardziej niż ja sama.

Jestem dziś bardzo szczęśliwą osóbką, bo wiem, że cały mój trud i wysiłek nie idą na marne, tylko prowadzą mnie ku lepszemu.

*

Wysyłajcie jutro ciepłe myśli w moją stronę, bo jutro jest jeden z ważnych dni.

Dziękuję Wam za to, że ze mną jesteście.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Czytaliście "Wróżbiarzy"? Ja przeczytałam!



Pamiętam, że około dwa lata temu czytałam dwie części trylogii "Mroczny Sekret", autorstwa Libby Bray, i że powieści te przypadły mi do gustu, mimo iż szczególną wielbicielką literatury z elementami fantastycznymi bądź paranormalnymi raczej nie jestem.

"Wróżbiarze" utrzymani są w podobnej konwencji, co "Mroczny Sekret", jednak podobali mi się dużo bardziej. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że lektura tej książki wręcz mnie pochłonęła!
Nie wiem dlaczego, ale mam szczególny sentyment do powieści, których akcja rozgrywa się w latach 20. i 30. dwudziestego wieku. Tak właśnie było we "Wróżbiarzach".

Evie O'Neil została wysłana do Nowego Jorku, do swego wuja Williama Fitzgeralda, z powodu skandalu, jaki przy współudziale siedemnastolatki wybuchł w jej rodzinnym mieście Zenith w stanie Ohio. Pobyt w Nowym Jorku staje się dla młodej dziewczyny spełnieniem jej najskrytszych marzeń. Jest tak do momentu, gdy stolicą Stanów Zjednoczonych zaczyna wstrząsać seria tajemniczych zbrodni. Nie wiadomo kim jest tajemniczy zabójca, zabierający poszczególne części ciała swoich ofiar, i piętnujący je tajemniczymi symbolami. Sprawą zaczyna interesować się Evie, posiadająca pewien szczególny dar, oraz jej wuj, kustosz Muzeum Niesamowitości.

Czy Evie rozwikła Zagadkę Pentaklowego Zabójcy, i powód, z jakiego nawiedzają ją dziwne sny z udziałem nieżyjącego brata?

"Wróżbiarze" nie są według mnie romansem paranormalnym. Pozycję tę określiłabym jako powieść grozy dla młodzieży. Lubię książki "z tajemnicami", więc ta szczególnie przypadła mi do gustu. Mimo ponad sześciuset stron tekstu nie nudziłam się choćby przez moment. Akcja powieści toczyła się wartko, a kolejne jej rozdziały przybliżały mnie jako czytelniczkę do rozwiązania zagadki. Dodatkowym atutem był prosty w odbiorze język, który dodawał treści książki lekkości.

Lektura "Wróżbiarzy" to również okazja do zaznajomienia się z obrazem Nowego Jorku w latach 30. XX wieku, choć niektóre miejsca bądź fakty historyczne Autorka opracowała dla potrzeb powstającej książki. Są tam nocne kluby, w których nielegalnie pije się alkohol, rewie, na których półnagie tancerki czarują widzów wymyślnymi układami, błyszczące sukienki i kapelusiki bez ronda. Jest wolność i przeświadczenie o tym, że "jutro należy do mnie". Z drugiej strony we "Wróżbiarzach" można zetknąć się również z poczuciem samotności, wynikającym z faktu, że ludzie boją się wszystkiego, co jest "inne", wszystkiego czego nie znają.  Lektura ta dostarczyła mi bardzo dobrej rozrywki, czułam się jak detektyw szukający rozwiązania skomplikowanej zagadki.

Z niecierpliwością będę czekać na kolejną część historii Evie oraz jej przyjaciół.

środa, 16 stycznia 2013

Pierwszy erotyk w moim życiu, czyli jak poznałam "Mistrza"...



Czytelniczkom Katarzyny Michalak jej twórczość kojarzy się przede wszystkim z tęsknotą za własnym miejscem na Ziemi, dobrem, ciepłem i miłością. Już pojawienie się "Nadziei" na księgarskich półkach zaczęło przełamywać te swoiste "stereotypy". Napisanie "Mistrza", którego lekturę właśnie mam za sobą, potwierdziło tylko, że Autorka nie boi się nowych wyzwań, jakim z pewnością było jej najnowsze dzieło, a jej literacki talent ma wiele twarzy.

Główną bohaterką książki jest blondwłosa Sonia, którą poznajemy w momencie, gdy w wyniku przypadku (a może jednak nie?) zostaje wplątana w macki cypryjskiej mafii. Raul de Luca, jej boss, mężczyzna diabelsko przystojny, to postać niejednoznaczna i wielowymiarowa. Kobiety lgną do niego jak pszczoły do miodu. Na jedno skinienie palca może mieć, ot tak, każdą z nich. Jego twarz to maska, niezdradzająca żadnych emocji. Dla wielu Raul to wyzuty z uczuć morderca, który nie liczy się z niczym, ani z nikim. Jego czarne oczy skrywają gniew, cynizm i bezwzględność.

De Luca ufa tylko Pawłowi, swojej prawej ręce i najlepszemu, a zarazem jedynemu przyjacielowi. Jedynie Paweł zdołał odkryć choć namiastkę prawdziwego oblicza własnego szefa.
Andżelika to zupełne przeciwieństwo niewinnej Sonii, kobieta próżna, lubiąca pieniądze, zakupy, a przede wszystkim bardzo ostry seks. Jest również Vincent, młodszy brat Raula, mężczyzna, dla którego liczą się przede wszystkim piękne kobiety, wieczny Piotruś Pan.

Wszystkich bohaterów łączy więcej, niż mogłoby się wydawać...

Muszę szczerze przyznać, że bardzo obawiałam się lektury tej książki. Bo jak to: ja, taka delikatna i erotyk? Jednak niepotrzebnie, gdyż "Mistrza" czyta się jak najlepszy kryminał. Sceny erotyczne są wyłącznie dodatkiem do wartkiej i nieprzewidywalnej fabuły. Dodatkowym atutem powieści jest umiejscowienie jej akcji w przepięknej scenerii Północnego Cypru.

"Mistrz" to nie tylko erotyk. To dla mnie opowieść o zdradzie, lojalności, poświęceniu własnego życia w imię wyższego dobra oraz o Miłości, która, choćby trwała tylko jeden dzień, stanowi sens naszego istnienia.

Zakończenie burzy obraz dotychczasowych, tworzonych przez Katarzynę Michalak. Zostaje ono w sercu czytelnika na długo, utwierdzając w przekonaniu, iż każdy "koniec" stanowi jednocześnie "początek". Po prostu zachwycające!

Za możliwość przedpremierowego przeczytania książki dziękuję Pani Kasi Michalak i Wydawnictwu FILIA.

wtorek, 8 stycznia 2013

Proszę, podaruj mi swój 1% podatku za 2012 rok!

Jako że już kilka dni temu rozpoczął się okres rozliczeń z Urzędem Skarbowym, po raz kolejny zwracam się do Was, Czytelników mojego bloga, o przekazanie mi 1% podatku za 2012 rok.

Osoba niepełnosprawna zmuszona jest do poszukiwania środków na leczenie i rehabilitację. Pozyskiwanie 1% podatku taką możliwość mi daje.

Wszystkie pieniądze z 1% podatku wykorzystałam zgodnie z przeznaczeniem, to znaczy na rehabilitację. W najbliższym czasie planuję rozpocząć starania o wykonanie specjalistycznych ortez, o których pisałam już wcześniej. Sprawa wygląda tak, że NFZ jedynie częściowo płaci za ortezy, resztę kwoty muszę zapłacić sama. Koszt ortez dla dzieci wynosi 2.000 złotych. Nie wiem, jaki jest dla dorosłych, ale nie mam wątpliwości, co do tego, że jest większy i to dużo.

Chciałabym także wyjechać na jakiś turnus rehabilitacyjny, bo nigdy na żadnym nie byłam. Cena takiego turnusu waha się od 4.500 do 5.000 złotych. Cały czas muszę mieć także rehabilitację w warunkach domowych, prowadzoną pod okiem wykwalifikowanego specjalisty. Miesięczny koszt rehabilitacji wynosi w moim przypadku około 1.500 złotych.

Nie wiem także, co przyniesie przyszłość, jakich dróg ratunku będę musiała jeszcze szukać, a również i one będą miały swoją cenę.

Wszystko to są dla mnie naprawdę ogromne koszty, których nie jestem w stanie ponieść samodzielnie. Niemal wszystkie fundacje, z nazwami których możecie się zetknąć w prasie, telewizji, internecie, zorientowane są na pomoc dzieciom, pisałam o tym już niejednokrotnie. Dorosły ma mniejsze możliwości uzyskiwania pomocy. Dlatego będę Wam niezmiernie wdzięczna, jeśli przekażecie dla mnie swój 1% podatku za 2012 rok. Bardzo Was proszę, jeżeli możecie, rozpropagujcie moją prośbę wśród swoich krewnych i znajomych. Być może ktoś z nich nie wie jeszcze komu ów 1% przekazać, więc zdecyduje się w ten sposób wesprzeć właśnie mnie.

Aby przekazać mi swój 1% podatku za 2011 rok, w swoim zeznaniu podatkowym należy wpisać:

1. numer KRS Fundacji "Słoneczko": 0000186434
2kwotę wynikającą z wyliczenia 1% podatku
3.  w rubryce PIT "Cel szczegółowy 1%" znajdującej się bezpośrednio pod wnioskiem o przekazanie 1% podatku n a l e ż n e g o, należy wpisać "na leczenie Karoliny Laube 51/L" oraz zaznaczyć kwadrat w pozycji "wyrażam zgodę". 






Bardzo Was proszę, nie przechodźcie obok mojej prośby obojętnie. Wasza pomoc przybliża mnie do zrealizowania marzenia o samodzielnym chodzeniu.

Ulotka po kliknięciu w nią, powiększa się.

niedziela, 6 stycznia 2013

Monika A. Oleksa - "Ciemna strona miłości"


Lektura "Ciemnej strony miłości" to już moje drugie spotkanie z twórczością Moniki A. Oleksy. Główną bohaterką powieści jest Małgorzata, w której uporządkowane życie z impetem wdziera się list od dawno niewidzianej znajomej, zamieniając je w chaos. Przeszłość, zdawałoby się zapomniana, powraca, na nowo rozdzierając bolesne rany.

Na prośbę umierającej Teresy, Małgorzata otwiera dla jej dwudziestokilkuletniej córki Agnieszki, drzwi swego warszawskiego mieszkania. Dla zrozpaczonej po stracie matki dziewczyny sytuacja ta nie jest wcale łatwa, podobnie jak dla Marka, męża Małgorzaty oraz ich córki Sylwii. Agnieszka wie jednak, że musi opuścić ukochane góry i przenieść się w zgiełk wielkiego miasta po to, by zbudować na nowo swoją egzystencję i własną tożsamość.

Jaka tajemnica łączy Małgorzatę, Agnieszkę i zmarłą Teresę? Czy błędy z przeszłości można naprawić? Co oznacza tytułowa "ciemna strona miłości"? Odpowiedzi na powyższe pytania dostarczy czytelnikom lektura najnowszej książki Moniki A. Oleksy.

"Ciemną stronę miłości" określiłabym jako powieść psychologiczno - obyczajową. Na jej kartach Autorka porusza kwestie związane z dokonywaniem trudnych wyborów, pokazując jednocześnie, że przeszłość w każdej w chwili może się upomnieć o własne prawa, rozsypując posklejane elementy układanki.

Podczas czytania "Ciemnej strony miłości" przed oczyma miałam znajome mi miejsca. Należał do nich Lublin, Nałęczów i Kazimierz Dolny, więc tym bardziej chętnie przewracałam kolejne strony książki. Mimo że moim zdaniem nie należy ona do pozycji lekkich, łatwych i przyjemnych, z pewnością warto się z nią zapoznać.

czwartek, 3 stycznia 2013

Ratunku!!!!! Świat się kończy...

A dlaczego się kończy? Ano DLATEGO. Kto jest cierpliwy, niech przeczyta. Niecenzuralne słowa cisną mi się na usta.

Napisałam list protestacyjny w tej sprawie. Ciekawe tylko, czy to coś da?

Jak takie absurdalne postulaty mogą wysuwać Ci, którzy sami są fizjoterapeutami? Gdy nie wiadomo o co chodzi, wiadomo, że chodzi o pieniądze...

Dajcie ludziom żyć w spokoju, zwłaszcza chorym, tym, którzy i tak na własnych barkach dźwigają już zbyt wiele...