środa, 24 września 2014

Wojciech Cejrowski - "Wyspa na prerii"



Był kiedyś taki serial "Domek na prerii". Uwielbiałam go, podobnie jak książki, na podstawie których został nakręcony. Niektóre ich fragmenty zostały w mej pamięci do dziś.

Jako dziecko byłam zafascynowana odmiennością prerii tak bardzo, że przez moment nawet marzyłam o tym, by na niej zamieszkać. Jednak tak naprawdę niewielu ludzi może powiedzieć, że miało możliwość poznania prerii autentycznej, dzikiej i nieokiełznanej.

Jedną z takich osób jest Wojciech Cejrowski, antropolog, podróżnik oraz badacz plemion pierwotnych. Za sprawą niezwykłego niezwykłego zrządzenia losu stał się on posiadaczem małego, białego domku na prerii.

W "Wyspie na prerii" Cejrowski, odpoczywając na swym nieśmiertelnym niebieskim krześle, które uparcie toczy kornik, snuje opowieść niespieszną, osnutą kurzem, piachem i rdzą. Historię przepełnioną zachwytem nad niezwyczajną codziennością, jaka może przydarzyć się tylko człowiekowi, który bez zastrzeżeń akceptuje nieprzewidywalność tej dzikiej, a przez to fascynującej krainy.

Ze swadą i właściwym sobie poczuciem humoru, niestroniącym od ironii, złośliwości i cynizmu, Wojciech Cejrowski przybliża Czytelnikom życie, jakie przez ponad rok wiódł na swojej "wyspie". Jego istotną częścią byli ludzie, którym trudna preriowa egzystencja zahartowała i oszlifowała charaktery. Pozornie  zamknięci w sobie i niedostępni, z czasem dawali się obłaskawić. Zupełnie jak preria.

Wojciech Cejrowski przypomina mi jednego z pradawnych bajarzy, którzy siedząc przy oświetlających ich twarze ogniskach, w otoczeniu ludzkiej ciżby, przekazywali jej Opowieści, płynące potem z ust do ust i trwające aż do dziś, aż do naszych czasów.

Chyba nikt inny nie opowiada tak, jak WC, który ze słów tworzy najczystszą magię. Podróż w rejony Dzikiego Zachodu, który wciąż pozostał odrobinę dziki, pomimo cywilizacji, która dotarła i tam, odbyta w towarzystwie tego interesującego człowieka będzie dla Was niezapomnianym przeżyciem. Takim właśnie była dla mnie.

wtorek, 16 września 2014

Agnieszka Krawczyk - "Dolina mgieł i róż"


Sabina Południewska cierpi na kryzys twórczy. Czuje się wypalona, wydaje się jej, że słowa przestały jej słuchać i nie napisze już żadnej książki. Nie wie, jak mogłaby ten stan przezwyciężyć, dlatego też przystaje na propozycję swego wydawcy i wyjeżdża na prowincję.

W pensjonacie "Pod Graalem i Różą" Sabina ma nadzieję odnaleźć to, co, jak się jej wydaje, utraciła na zawsze - swój talent, dzięki któremu każda kolejna powieść wychodząca spod jej pióra okazywała się bestsellerem. 

Już od pierwszej chwili przybycia do Idy i zamieszkania w pensjonacie, wyniosłą pisarkę zaczynają otaczać ciepło i serdeczność, uczucia, z którymi dawno się nie spotkała. Pod ich wpływem Sabina zaczyna się zmieniać i odkrywać swą prawdziwą naturę, którą do tej pory ukrywała pod maską pisarskiego alter ego. 

Mgły otaczające hotel oraz jego okolice sprawiały, że Sabina miała wrażenie, jakby znalazła się w jakimś baśniowym miejscu. Jednak czy zachwyt nowym otoczeniem wystarczy, by w dniu, w którym przyjdzie jej dokonać wyboru, podjęła właściwą decyzję?

"Dolina mgieł i róż" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Krawczyk, ale z pewnością nie ostatnie, gdyż jestem wprost oczarowana tą powieścią. 

Na pozytywny odbiór książki wpływ ma z pewnością galeria interesujących postaci przewijająca się przez jej karty. Spotkamy tu między innymi Milagros Mossakowską, właścicielkę, a zarazem dobrą duszę pensjonatu "Pod Graalem i Różą", jej nieco szaloną i ekscentryczną szwagierkę Carmen, "świerszczowatego" profesora Niewiarę, wprost zakochanego w swej pracy naukowej, a także Marka Rokosza - powieściowy czarny charakter.  Polubiłam wszystkich bohaterów bez wyjątku, ze wszystkimi ich zaletami i słabostkami. 

Być może są oni nieco nierzeczywiści, bajkowi, tak jak bajkowy jest świat opisywany przez autorkę, przesycony zapachem róż, ale czy tak właśnie czasami nie musi być? Każdy z nas przecież potrzebuje od czasu do czasu porcji wiary w szczęśliwe zakończenie, nawet jeśli wiary tej dostarczyć ma nam "tylko" lektura powieści dla kobiet.

"Dolina mgieł i róż" to książka idealna na długie jesienne wieczory, spędzane przy kominku z kubkiem aromatycznej herbaty w dłoni. Jej akcja toczy się leniwie, pozwalając się zatrzymać w biegu codzienności i dostrzec piękno kryjące się w melodii słów. 

Niech Was podczas lektury nie zrazi nazywanie przez Autorkę powieści, a zatem niemal przez wszystkich jej bohaterów, miejscowego, szanowanego przecież doktora "Krzysiem". To tylko jeden mankament.

Serdecznie polecam.

niedziela, 14 września 2014

Moja pierwsza współpraca

Jakiś czas temu nawiązałam swoją pierwszą współpracę. Nawiązałam ją z serwisem audioexpress.pl, wydawcą aplikacji "Audioblog". Aplikacja ta przeznaczona jest dla urządzeń mobilnych, takich jak smartphony i tablety. Można ją pobrać bezpłatnie w sklepie Google Play, a jej zainstalowanie jest naprawdę bardzo proste i nie zajmuje wiele czasu.

"Audioblog" daje możliwość użytkownikom urządzeń mobilnych odsłuchania interesujących wpisów z różnych blogów. Jest to ciekawe rozwiązanie, zwłaszcza w sytuacji, gdy czytanie blogów jest z jakichś względów utrudnione, a człowiek chce się czymś zająć - wtedy może ich posłuchać. Jeśli ktoś jest zwolennikiem tradycyjnych rozwiązań, to korzystając z aplikacji "Audioblog" po naciśnięciu jednego guzika, znajdującego się pod podcastem dźwiękowym (mp3), może przejść do bloga pisanego, by poczytać sobie więcej notek. Jedna z moich recenzji, zamieszczonych na blogu, jest już w serwisie.

Zachęcam Was do ściągnięcia aplikacji i posłuchania blogowych wpisów (niekoniecznie mojego ;-)). To naprawdę przyjemne doświadczenie, zwłaszcza że, według mnie, czytają je lektorzy o przyjemnych dla ucha głosach

sobota, 6 września 2014

Katarzyna Majger - "Stuletnia Gospoda"


Stuletnia Gospoda to karczma słynąca z niezwykle smakowitych potraw. Od czasów powojennych w jej murach splatają się losy dwóch bliskich par przyjaciół: Hani i Łukasza oraz Zosi i Karola, a także ich potomków.

Obie rodziny z upodobaniem wspólnie prowadzą ów lokal, mając nadzieję, że z czasem przejdzie on w ręce najmłodszej dwójki, czyli Jagody i Michała. Dzieci nie wyprowadzają dorosłych z błędu, bo podobnie jak ich rodzice i dziadkowie nie wyobrażają sobie, że w przyszłości mogliby pracować gdzieś indziej. Zresztą oboje dawno temu przyrzekli dziadkowi Łukaszowi, że będą czuwać nad rozwojem rodzinnego przybytku.

Młodzi ludzie mieli świadomość, że ciąży na nich duża odpowiedzialność, ponieważ Stuletnia Gospoda niemal od zawsze, a przynajmniej od wielu, wielu lat wpisywała się w historię Korsakowa i okolic. Tak samo niemal od zawsze, a właściwie od czasów przedszkola związani byli ze sobą Michał i Jagoda. Ten stan rzeczy przyjmowali za coś zupełnie naturalnego i nie przewidywali w nim żadnych zmian. Ale to przecież życie a nie my sami pisze najciekawsze scenariusze...

"Stuletnia Gospoda" to opowieść, która wiedzie Czytelnika przez kilka dziesiątków lat. Losy jej bohaterów ukazane są zarówno na tle głębokiego PRL-u, jak i przemian, które miały miejsce w Polsce tuż po upadku komunizmu.

Choć książka Katarzyny Majgier zapowiadała się na całkiem ciekawą lekturę, to dla mnie wcale taka nie była. Specyficzny klimat to trochę za mało, by mogła wzbudzić moje szczere zainteresowanie. Powieść mnie nużyła i to do tego stopnia, że chwilami miałam ochotę ją odłożyć, by już do niej więcej nie wracać. Brnęłam jednak dalej, mając nadzieję, że to się zmieni.

Sytuacji nie poprawiły też przepisy zamieszczone przez Katarzynę Majgier na początku każdego rozdziału. Choć nie jestem biegła w sztuce kulinarnej, to niektóre z nich wywoływały u mnie mimowolny uśmiech, ponieważ albo były niedopracowane, albo banalne.

To, czy przeczytać "Stuletnią Gospodę", czy też nie, pozostawiam Waszemu wyborowi.