piątek, 31 października 2014

Katarzyna Michalak - "Kawiarenka pod Różą"


Jak to jest stracić pamięć? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, lecz myślę, że czasami utrata pamięci jest zbawienna, zwłaszcza kiedy człowiek chciałby usunąć ze świadomości bardzo bolesne wspomnienia. Co jednak dzieje się wówczas, gdy nic o sobie nie wiemy, a nasza przeszłość zostaje pokryta zasłoną niepamięci?

W takiej właśnie sytuacji znalazła się czarnowłosa i czarnooka dziewczyna, która pewnego dnia zawitała do uroczego miasteczka Zabajka, położonego w pobliżu Chojnic. Nie wiedziała o sobie nic, poza tym, że nosi piękne imię Amelia, choć i to tak naprawdę nie było do końca pewne. 

Jedyne czego była całkowicie pewna to to, że od pierwszej chwili pokochała tę starą kamieniczkę przy ulicy Rynek 3, i że to w jej tchnących dobrą atmosferą wnętrzach odnajdzie wreszcie ukojenie, spędzając czas na przygotowywaniu przepysznych deserów i rozpieszczaniu podniebień Zabajczan. 

Amelia to główna bohaterka "Kawiarenki pod Różą", książki Katarzyny Michalak, która pod koniec września ukazała się nakładem wydawnictwa Filia. Dwudziestokilkulatka bez przeszłości, a więc i przyszłości, rozmiłowana w słodkościach, w Zabajce rozpoczyna nowe życie, żywiąc w sercu cichą nadzieję, że w przyjaznym otoczeniu jej pamięć powróci. Czy tak się na pewno stanie? Czy mieszkańcy cichego uroczego miasteczka zaakceptują czarnooką Amelię, której kolejne imiona powinny brzmieć "rewolucja" oraz "spełnianie marzeń"? Tego już Wam nie zdradzę.

Zdradzę Wam jednak, że "Kawiarenka pod Różą" to książka przygotowana podobnie do "Przepisu na szczęście", gdyż i w "Przepisie..." i w "Kawiarence..." opowiadania o losach bohaterów przeplecione zostały mnóstwem ciekawych przepisów. "Kawiarenka pod Różą" w całości poświęcona została receptom na łakocie, a to coś w sam raz dla wielbicieli ciast, ciasteczek, tortów i małych form cukierniczych. Mnie zainteresowały zwłaszcza te ostatnie i mam nadzieję, że już wkrótce uda mi się namówić Mamę na wspólne przygotowanie ręcznie robionych czekoladek z malinami oraz pralinek rafaello.

Muszę Wam powiedzieć, że czuję wielki niedosyt, jeśli chodzi o opowiadania związane z losami Amelii. :) To bardzo tajemnicza dziewczyna i mam nadzieję, że za jakiś czas moja ciekawość co do jej zagadkowej przeszłości zostanie rozwiana. 

Tymczasem polecam Wam lekturę tej ciekawej książki. Jest odpowiednia na na jesień, kiedy wieczory zaczynają się robić coraz dłuższe, a my chcemy spędzić chwilę czasu na czytaniu interesującej opowieści, a potem, myśląc o tajemniczej bohaterce, przygotować jakiś słodki deser zaproponowany przez właścicielkę "Kawiarenki pod Różą" i Katarzynę Michalak.

sobota, 25 października 2014

Urszula Jaksik - "Dom nad brzegiem oceanu"


Magda i Konrad Kostrzewscy są małżeństwem od ponad dziesięciu lat, poznali się jeszcze na studiach. W ich rodzinie, którą tworzą wraz z dwójką dzieci, panuje tradycyjny podział ról. Konrad pracuje na utrzymanie rodziny, a Magda bez wyrzutów sumienia, może poświęcić się córce i synkowi. 

Dziesięcioletnia Sara, chora na nieuleczalną, postępującą chorobę, szczególnie potrzebuje opieki matki. Magda jak anioł stróż czuwa nad nią każdego dnia i nocy. Sześcioletniego Piotrusia Magda również bardzo kocha, jednak jest to zupełnie inny odcień miłości matczynej, niż ten, który kobieta żywi w stosunku do córki. Zajęcie się synem odkłada na później, kiedy Sary już przy niej nie będzie.

O mężu Magda nie myśli w ogóle, jego rola od dawna sprowadza się tylko do przelewania znaczących sum na konto bankowe. W małżeństwie Kostrzewskich nie ma śladu po łączącej ich dawnej miłości. Jednak los zawsze żąda od ludzi zapłaty za błędy, które popełnili. Tak samo jest z Konradem. Okazuje się bowiem, że i on jest bardzo ciężko chory, a bój o życie, który przyjdzie mu stoczyć, będzie bardzo trudny. 

Pod wpływem choroby Konrad zaczyna rozliczać się z życiem. Chce choć trochę naprawić krzywdy, które pod pozorem troski o byt rodziny, wyrządził najbliższym. Pretekstem do zbliżenia się do żony i syna staje się dla mężczyzny organizacja wyprawy na Islandię. Magda pragnie odwiedzić ten egzotyczny kraj pod wpływem dziwnych snów, które stają się udziałem i jej, i Piotrusia.

Czy te sny będą dla trzydziestoczteroletniej kobiety i sześcioletniego chłopca początkiem czegoś nowego? Tego już Wam nie zdradzę, byście nie stracili przyjemności z lektury. Z ogromną przyjemnością napiszę za to, że "Dom nad oceanem" to według mnie piękna i wzruszająca opowieść, choć momentami nierzeczywista. Ile bowiem matek, może, tak jak Magda, żyć w oderwaniu od rzeczywistości, bez reszty poświęcając się opiece nad niepełnosprawną córką, bez zmartwień o to, jak zapewnić rodzinie pieniądze, które w dzisiejszych czasach są środkiem niezbędnym do przeżycia? Chyba tak naprawdę niewiele.

Mimo tej "nierzeczywistości" "Dom nad brzegiem oceanu" jest też dla mnie książką do bólu prawdziwą. Pokazuje, że bardzo często to kobieta bierze na swoje barki tę trudniejszą część życia, związaną z opieką nad ciężko chorym dzieckiem. Rola ojca ogranicza się wówczas do zarabiania pieniędzy na utrzymanie rodziny, a praca staje się dla niego ucieczką przed problemami. (W ramach dygresji powiem jednak, że coraz częściej dowiaduję się o ojcach, którzy wspaniale wywiązują się ze swojej trudnej roli, która przypadła im w udziale - roli ojca niepełnosprawnego dziecka).

Książka Urszuli Jaksik pełna jest głębi i refleksyjności, a to wrażenie umacniają egzotyczne krajobrazy Islandii, gdzie nadal istnieje nieujarzmiona, dzika natura, wobec której człowiek jest tylko maleńką, nic nieznaczącą figurką. Autorka umiejętnie kreśli portrety psychologiczne bohaterów, zmuszając jednocześnie do zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę stanowi w życiu prawdziwą wartość.

Jedyne, co mnie w "Domu nad brzegiem oceanu" trochę zawiodło, to otwarte zakończenie, które pozostawia wiele niejasnych wątków i niewyjaśnionych spraw. Satysfakcjonowałoby mnie choć kilka dodatkowych stron epilogu, na których Autorka rozwiałaby wszystkie wątpliwości co do losów bohaterów.

Mimo to z całego serca polecam Wam zapoznanie się z tą powieścią. Myślę, że się nie zawiedziecie, podobnie jak ja.

niedziela, 12 października 2014

Agnieszka Krawczyk - "Magiczne miejsce"


Witold Mossakowski, trzydziestopięcioletni prawnik, zatrudniony w Ministerstwie Spraw pewnego dnia pod wpływem impulsu kupuje podupadający dwór w Idzie. 

Ida to malutka wieś gdzieś na końcu świata, gdzie diabeł mówi dobranoc mieszkańcom. Czas płynie tam zupełnie innym torem, niż w rozpędzonej Warszawie. Witold początkowo nie może się do tego przyzwyczaić, ale już wkrótce nie może wyobrazić sobie życia gdzieś indziej. Remont pałacu pochłania go bez reszty, a ludzie zamieszkujący Idę bez trudu zdobywają jego sympatię.

Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się czytać książek, które mają więcej niż jedną część, w niewłaściwej kolejności, a przy lekturze "Magicznego miejsca" właśnie taka sytuacja miała miejsce. Jest to bowiem pierwsza część trylogii o miejscowości Ida, jej drugi tom - "Dolinę mgieł i róż" - czytałam całkiem niedawno.

Choć przy lekturze "Magicznego miejsca" dość przyjemnie spędziłam czas, to nie sprawiła mi ona aż tyle radości, co czytanie kontynuacji losów Witolda Mossakowskiego oraz pozostałych mieszkańców tej niezwykłej miejscowości. W "Dolinie mgieł i róż" odczuwa się bowiem dojrzałość, jaką osiągnęła Autorka podczas pisania tej powieści.

Myślę, że "Magiczne miejsce" oraz "Dolinę mgieł i róż" można czytać oddzielnie, jednak by mieć lepszą orientację w historii stworzonej przez Agnieszkę Krawczyk lepiej jest przeczytać je obie, jedną po drugiej.