czwartek, 24 lipca 2014

Magdalena Kulus - "Nie tylko o łajdakach"


Nastka, zmęczona miejskim zgiełkiem, postanawia przeprowadzić się na wieś, po to, by w Maszkarce, letnim domu jej rodziców w spokoju napisać pracę magisterską. Tak naprawdę jest to dla niej jedynie pretekst do ucieczki przed nadopiekuńczymi rodzicami, a także obiektem źle ulokowanych uczuć, czyli Olkiem.

Anastazja nie wie jeszcze, jak decyzja o zamieszkaniu w małej wsi pod Częstochową wpłynie na jej postrzeganie rzeczywistości, jak bardzo przewartościuje jej dotychczasowe priorytety.

Przeczytałam już wiele książek traktujących o przeprowadzce na wieś, która staje się impulsem do zmian. Myślę, że właśnie "Nie tylko o łajdakach" wyróżnia się na tle innych tego rodzaju pozycji wydawniczych, a to za sprawą niebywałej lekkości pióra, którą została obdarzona Autorka. O wyjątkowości tej powieści decyduje również wrażliwość Magdaleny Kulus, dzięki której z ogromną delikatnością i prostotą opisuje ona wszystkie odcienie ludzkiej egzystencji, oraz galeria barwnych postaci przewijających się przez karty książki.

Książka Pani Kulus przepełniona jest słońcem, wonią skoszonej trawy, szczekaniem psów, delikatnymi dźwiękami skrzypiec i serdecznością bliskich ludzi, choć nie brakuje w niej również - jak to w prawdziwym życiu - spraw bolesnych i ostatecznych. Nie ma w niej ani spektakularnych zwrotów akcji, ani zaskakującej fabuły, a mimo to jest to jedna z takich lektur, która pozostaje w sercu na długo. W moim pozostała. Czasami miałam wrażenie, że Nastka i wszyscy otaczający ją ludzie istnieją w rzeczywistości, tak bardzo byli realistyczni.

Polecam lekturę bloga Pani Magdy po to, by lepiej ją poznać i by zrozumieć to, co początkowo może wydawać się niezrozumiałe...

poniedziałek, 14 lipca 2014

Adrian Grzegorzewski - "Czas tęsknoty"



Bedryczany, maleńka wioska, w której obok siebie żyją Polacy i Ukraińcy. Młody Warszawiak, Piotr Ochocki, postanawia spędzić lato 1939 roku w rodzinnych stronach swej nieżyjącej matki.

Bedryczany z miejsca ujmują go złocącymi się na polach łanami zbóż i gościnnością Marii Kosieckiej, przyjaciółki jego matki z dawnych lat, w dworku której się zatrzymuje.

Dnie mijają chłopcu na kontemplacji otaczającego go krajobrazu. Jego nieodłącznym elementem jest grekokatolicka cerkiew, miejsce modłów żyjących w wiosce Ukraińców, która fascynuje go szczególnie mocno. To właśnie tam, w cerkwi, Piotr pewnego dnia poznaje piękną Ukrainkę Swietę. I od tej chwili nic już nie jest takie samo jak przedtem.

Atmosfera w Bedryczanach gęstnieje z dnia na dzień, tak samo jak zakazane uczucia w sercu Piotra i Swietłany. W powietrzu czuć zbliżające się nieuchronnie widmo wojny. Wrogość pomiędzy Polakami i Ukraińcami narasta. Sielskość krajobrazu Bedryczan przeczy uczuciom kłębiącym się w sercach żyjących obok siebie przez lata przedstawicieli dwóch narodów. To tylko preludium do tego, co wydarzy się już wkrótce. Kresy spłyną krwią Polaków, mężczyzn, kobiet i dzieci, w imię walki o niepodległość Ukrainy.

"Czas tęsknoty" opisuje wydarzenia, jakie miały miejsce na Kresach Wschodnich przed blisko siedemdziesięciu laty. Tłem dla nich jest rodzące się uczucie pomiędzy Polakiem a Ukrainką.

Historia miłości Piotra i Swietłany była dla mnie tak słodka, że momentami aż mdła. Dużo bardziej wartościowa jest, według mnie, prawda historyczna o rzezi, jaka spotkała Polaków z rąk Ukraińców, zawarta w opowieści. Proste słowa opisujące bestialstwo nie tylko przedstawicieli UPA, ale i zwykłych chłopów, potęgują grozę wydarzeń z lat czterdziestych XX wieku. Autor książki nie szczędzi Czytelnikom makabrycznych i dosadnych szczegółów. Po prostu COŚ OKROPNEGO.

Warto jednak przeczytać "Czas tęsknoty", choć treść tej książki dla wielu może wydać się niewygodna i kontrowersyjna, zwłaszcza w świetle tego, co w chwili obecnej dzieje się na Ukrainie.

Quo vadis Ukraino? I czy tak naprawdę wiesz, o co walczysz?

środa, 2 lipca 2014

Wiesława Bancarzewska - "Zapiski z Annopola"


Jest lipiec 1938 roku. Życie w Annopolu toczy się swoim własnym rytmem. Służący we dworze ludzie przyzwyczaili się już do małych dziwactw Anny, administratorowej Obryckiej, jak ją po cichu nazywają.

Anna Obrycka również przywykła do egzystencji w latach trzydziestych XX wieku, w czasach, które w dwudziestopierwszowiecznej perspektywie wydają się tak bardzo odległe. Jest szczęśliwa, ponieważ ma przy boku oddanego męża Aleksandra, czteroletnią córeczkę Walentynkę oraz serdecznych przyjaciół. Stawia też pierwsze kroki jako pisarka bajek dla dzieci.

Kobieta ma jednak świadomość jak kruche staje się jej szczęście w obliczu nadchodzących wydarzeń. Wojna czai się przecież tuż za progiem. Jak żyć, wiedząc, że wkrótce nastąpi to co nieuniknione? Odpowiedź na to pytanie Anna usiłuje odnaleźć w Internecie, na setkach stron poszukując informacji o powojennych losach rodziny Obryckich.

W pewnej chwili pojmuje jednak, że jedyna recepta na niewiadome z przyszłości to cieszyć się każdym nadchodzącym dniem. Właśnie o tym, o szczęściu płynącym z prostoty dnia codziennego, opowiadają "Zapiski z Annopola".

Muszę przyznać, że druga część opowieści o Annie Duszkowskiej, która pewnego dnia, niezwykłym zrządzeniem losu, znajduje wrota do lat trzydziestych XX wieku i bez przeszkód może się tam przenosić, wprost ujęła mnie za serce. Można się przy tej opowieści i wzruszyć, i szczerze roześmiać, i zadumać także.

Zadumać nad tym, jak wielką wagę przedwojennej Polsce przywiązywano do wartości rodzinnych. Prawdę o tym Bancarzewska przekazuje bez wysiłku jakby mimochodem, malując przy tym wielobarwny obraz Ojczyzny stojącej u progu wojny. Obraz pełen blasków radości i cieni brzydoty. Piękny obraz.