piątek, 30 listopada 2012

Dziękuję za 1% podatku

Fundacja Słoneczko, której jestem podopieczną zakończyła już księgowanie wpłat z tytułu 1% podatku.
Nie znam danych osobowych darczyńców, którzy wsparli mnie swoim 1%. Mogę podać tylko miasta, z których on wpłynął:

urząd skarbowy w Chełmie,
urząd skarbowy w Sosnowcu,
urząd skarbowy Warszawa - Bielany,
urząd skarbowy Warszawa - Mokotów,
urząd skarbowy w Łęcznej,
pierwszy urząd skarbowy w Toruniu,
urząd skarbowy w Sandomierzu,
urząd skarbowy w Krotoszynie,
urząd skarbowy w Skarżysku - Kamiennej.

1% na moje leczenie przekazało około sześćdziesięciu osób. Jestem bardzo wdzięczna wszystkim tym, którym mój los nie jest obojętny.

DZIĘKUJĘ.

Pieniądze z 1% podatku spożytkuję na moją dalszą rehabilitację oraz na dopłatę do specjalnych ortez. Ja będę miała ortezy typu GRAFO. Można je zobaczyć TUTAJ.

To że nie piszę o tym, że się leczę, nie znaczy, że tego zaniechałam. Mój rehabilitant, Pan Rafał, cały czas się mną opiekuje. Poza tym, ja ciągle szukam możliwości, by sobie pomóc. Pretekstem do spotkania, o którym pisałam TUTAJ, stała się wizyta u lekarza.

O tym co się u mnie dzieje, czasami nie piszę celowo. Po prostu niektóre sprawy są dla mnie zbyt bolesne, by je poruszać na forum.

Chciałabym Was prosić, byście nie zapominali o mnie w roku 2013 przy rozliczaniu się z fiskusem. 1% podatku stanowi jedyną formę pomocy w moim leczeniu i rehabilitacji z tego względu, że w systemie opieki nad niepełnosprawnymi w Polsce istnieje luka, która uderza w takie osoby jak ja - niepełnosprawnych dorosłych. Będę więc Wam niezmiernie wdzięczna, jeśli nie zapomnicie o mnie w przyszłym roku.

Warto mi pomagać, bo rehabilitacja, połączona z moim pozytywnym nastawieniem, działa cuda.

Specjalne podziękowania kieruję na ręce Pana Rafała, mojego rehabilitanta, któremu jestem wdzięczna za każdy najdrobniejszy gest życzliwości, skierowany w moją stronę. Nie mogę wprost uwierzyć, że istnieją jeszcze tacy ludzie jak on. A dlaczego? Niech to pozostanie tajemnicą.

Podziękowania należą się też mojej przyjaciółce Karolinie, za to, że pomogła mi zaprojektować ulotki oraz mojej Mamie, że ma jeszcze siłę, by walczyć razem ze mną...

DZIĘKUJĘ. Jeszcze raz. Wam wszystkim.

sobota, 24 listopada 2012

Postrzeganie życia z perspektywy woźnej, czyli przeczytałam świetną książkę



Książka Ewy Ostrowskiej, pod tytułem "Ja, pani woźna", jest dowodem na to, by, jak mówi angielskie przysłowie, nie sądzić książki po okładce. Szarobura okładka sugeruje równie szaroburą, niczego nieobiecującą treść. A jednak, jak to często bywa, pozory mylą.

Katarzyna Malicka ma ponad trzydzieści lat i jedenastoletniego syna Szymka. Jest dziennikarką, pracującą w piśmie kulturalnym "Piękne Życie". Nieźle zarabia, jednak z niecierpliwością oczekuje awansu na wyższe stanowisko. W jej mniemaniu awans ten wpłynie na poprawę jej relacji z synkiem, który codziennie w złości krzyczy do niej: "chcę do taty" i "nienawidzę cię mamle".

Kasię trzy lata wcześniej opuścił uwielbiany przez nią mąż, na pocieszenie zostawiając jej czteropokojowe mieszkanie w apartamentowcu, starego rzęcha, i oczywiście synka.

Kiedy wizja wyższego stanowiska, a wspólnie z nim wyższej pensji odpływa w siną dal wraz z odrzuceniem awansów szefa erotomana, była dziennikarka staje przed perspektywą szukania nowej pracy. Niestety, to co stało się w gabinecie jej ex szefa, ciągnie się za nią niczym wilczy bilet, i wkrótce Kasia zaczyna rozumieć co to znaczy nie jeść prawie nic całymi tygodniami, byle tylko Szymon nie chodził głodny.

Zdesperowana kobieta prosi o pomoc swoją serdeczną przyjaciółkę Elżbietę, która jest jednocześnie dyrektorką jednej z łódzkich szkół. Elżbieta załatwia Katarzynie etat woźnej u jednej ze swych koleżanek po fachu.

Piastując funkcję woźnej, polegającą na szorowaniu toalet, myciu korytarzy, opróżnianiu koszy na śmieci, Kasia poznaje "inny świat". Świat, w którym wyznacznikiem człowieczeństwa jest grubo wypchany portfel, a nie zwykła ludzka godność.

Obcowanie z powieścią Ewy Ostrowskiej było dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Pozycję tę czyta się niezwykle lekko, czemu sprzyja to, iż napisana jest z humorem. Mimo tego, książka ta porusza wiele istotnych tematów: od dyskryminacji pracowników przez przełożonych, aż po traumę, jaką stanowi dla dziecka rozstanie rodziców oraz brak miłości w domu.

"Ja, pani woźna" udowadnia, jak silna i serdeczna może być przyjaźń między kobietami, i to zarówno tymi wykształconymi, jak i tymi, które mądrości nauczyło samo życie.

Powieść ta niesie nadzieję, że choć czasami jest nam naprawdę ciężko, to pewne bolesne zdarzenia muszą nastąpić po to, by w naszym życiu w jakiś czas później wydarzyło się coś wspaniałego.
Powieść Ewy Ostrowskiej zaskakuje nieprzewidywalnym zakończeniem. Mimo sporej objętości czyta się ją szybko i z ogromną przyjemnością. To lektura obowiązkowa dla miłośniczek dobrych powieści obyczajowych.

Książkę wypożyczyłam z biblioteki, a tak naprawdę przemiła pani bibliotekarka włożyła mi ją do rąk. Ponadto, sama o to nieproszona, wyszukiwała mi na półkach lektury, które mogłyby mnie zainteresować. Uwielbiam takich serdecznych ludzi.

czwartek, 22 listopada 2012

To był miły dzień :)

Oby takie zdarzały się dużo, dużo częściej...

Byłam dziś wspólnie z moją Mamą na obiedzie u moich przyjaciół: Uli, Rafała oraz ich synka Piotrusia. Skonsumowałam bardzo dobrą zupę wieloowocową oraz równie dobre spaghetti.
Porozmawiałam z Ulą. Nacieszyłam wzrok widokiem radosnego Piotrusia. Przytuliłam Rafała, który powiedział mi, że, cytuję: "muszę podejmować męskie decyzje". ;P ;D

Wśród kolorowych zabawek, które posiada mały Piotruś Pan, na nowo poczułam się jak dziecko.
Błagam, tylko się nie śmiejcie... Nauczyłam się kroić cebulę i ścierać żółty ser na tarce. Te proste czynności są dla mnie dużo trudniejsze, niż dla większości z Was. Każdą z nich wykonywałam pięć razy dłużej i być może zrobiłam dwa razy mniej. Jednak wszystko zrobiłam sama. Cieszę się z tego jak dziecko, bo dzięki temu czuję się bardziej samodzielna. Będę mogła teraz wyręczać w tym Mamę.
Jeśli szczęście jest tak ulotne, jak mgnienie oka, to byłam, jestem dzisiaj szczęśliwa...

Niestety nie dysponuję żadnymi zdjęciami z wizyty.

*

Kilka dni temu wzięłam też udział w konkursie na napisanie opowiadania związanego z Bożym Narodzeniem. O samym konkursie można przeczytać W TYM MIEJSCU. Opowiadania już nadesłane można przeczytać TUTAJ. Ciekawe, czy domyślicie się, które z nich wyszło spod mojej klawiatury? Są one "anonimowe", po to, by było sprawiedliwie.

Jeśli ktoś ma czas oraz chęci, zachęcam do udziału w zabawie. To bardzo przyjemne doświadczenie.

niedziela, 18 listopada 2012

Top 10 - Książki, które chcielibyśmy otrzymać w prezencie


 Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu.

Dziś przyszedł czas na listę wymarzonych prezentów.

1.


2.



3.


Pierwsze trzy pozycje to must have. Nie ma innej opcji.

4.




5.


6.


7.



8.


9.
10.



Chyba będę musiała napaść na jakiegoś bardzo bogatego Mikołaja....

środa, 14 listopada 2012

Ksawery De Montepin - "Kwiaciarka"



"Kwiaciarka", napisana przez Ksawerego De Montepin, pisarza żyjącego na przełomie XIX i XX wieku, opisuje historię hrabiny Marceli de Lagarde, która chcąc uniknąć skandalu, mogącego wykluczyć ją z towarzystwa, wraz ze swoim wspólnikiem dopuszcza się okrutnej zbrodni. Na skutek fatalnych wręcz zbiegów okoliczności, winą za nią zostają obarczeni dwaj niewinni mężczyźni.

Hrabina de Lagarde grając nieutuloną w żalu wdowę, cieszy się niezasłużoną wolnością, podobnie jak jej wspólnik. Nie wie jednak, że w każdej chwili jej los może się odmienić...

Mimo iż recenzji "Kwiaciarki" jest w Internecie stosunkowo dużo, nie chcę zdradzać zbyt wiele na temat fabuły powieści.

Miejscem akcji "Kwiaciarki" jest dziewiętnastowieczny Paryż, pięknie zresztą odmalowany przez De Montepina. W stolicy Francji z tamtego okresu czytelnicy powieści spotkać mogą zarówno ludzi wywodzących się z wyższych sfer, jak i pospolitych złodziei, grających uczciwie żyjących obywateli. Tak szczegółowo odmalowany Paryż stanowi niewątpliwy atut książki francuskiego pisarza.

Bardzo lubię powieści, w których kryje się jakaś tajemnica, i na poznanie jej byłam nastawiona podczas czytania "Kwiaciarki". Według mnie nie jest ona jednak powieścią stricte kryminalną, a psychologiczno-obyczajową.

Przyznam więc szczerze, iż momentami książka wydawała mi się nieco nudna, najpewniej z tego względu, że nie do końca otrzymałam to, czego się spodziewałam. Jednak w miarę rozwoju akcji byłam coraz bardziej zaciekawiona tym, w jaki sposób potoczą się losy poszczególnych bohaterów. Książka rozbudziła moje zainteresowanie na tyle, że w najbliższym czasie sięgnę po jej drugą część, by skonfrontować swoje wyobrażenia na ten temat, z rzeczywistością wykreowaną przez De Montepina.

Większość rozdziałów w książce była stosunkowo krótka, co bardzo mi odpowiadało. Za kolejną zaletę uważam dość duży druk, zwłaszcza jeśli ktoś, tak jak ja, ma problemy ze wzrokiem. Tym co mi przeszkadzało podczas czytania, a na co mimowolnie zwracam uwagę, były pojawiające się od czasu do czasu literówki oraz inne błędy - korektor z wydawnictwa powinien był - według mnie - bardziej się postarać.

Jeżeli wspomnieć jeszcze samą fabułę powieści - czasami miałam ochotę "tupnąć nogą" na to, że prawdziwi sprawcy zbrodni są wolni, a na śmierć skazuje się niewinnych ludzi. Mimo tego, czas poświęcony na lekturę "Kwiaciarki" nie był z pewnością czasem straconym.

piątek, 9 listopada 2012

Przełamywanie oporów

Przeglądałam zdjęcia, które mam zgromadzone w komputerze i coś sobie uświadomiłam. Zawsze miewałam opory przed tym, aby ktoś mnie fotografował. Na szczęście one mijają. Nie wiem z czego to wynika, czy z większej świadomości, czy akceptacji siebie. Ważne jest jednak to, że błysk flesza aparatu już mnie nie przeraża.

Na przykład to zdjęcie bardzo mi się podoba. ;-)


czwartek, 1 listopada 2012

"Wiosna w Różanach"



"Wiosna w Różanach" to kontynuacja "Drogi do Różan" Bogny Ziembickiej. Mamy okazję ponownie spotkać bohaterów znanych nam z poprzedniej części: Zosię, Mariannę, Eryka, Krzysztofa, pana Boruckiego oraz panią Zuzannę Hulewicz.

Zosia jest szczęśliwa w związku z Krzysztofem, wkrótce urodzi jego dziecko. Nie dostrzega, że wyproszone  przez nią szczęście jest niezwykle kruche, zaś tuz za rogiem czai się kolejny życiowy zakręt.

Tym życiowym zakrętem jest wielkie nieszczęście, które staje się udziałem Zosi bez jej woli. W jednej chwili młoda kobieta traci nienarodzone dziecko, ukochanego ojca oraz nianię. Po tej tragedii młodej kobiecie bardzo trudno jest wrócić do normalnego życia. Udaje jej się to tylko i wyłącznie dzięki pomocy niezawodnych przyjaciół.

Jak potoczą się dalsze losy Zosi? Kiedy Zosia w końcu zrozumie, że szczęście, którego tak pragnie jest tuż obok niej?

Kiedy sięgam po kontynuację jakiejś powieści, zawsze zastanawiam się, czym zaskoczy mnie jej Autor. Jeśli zaś powieść pozostawiła we mnie wyjątkowo pozytywne, wrażenia, zastanawiam się także, czy jej kontynuacja będzie równie dobra, jak poprzednia część. Tym razem się nie zawiodłam, a mogę wręcz z czystym sumieniem powiedzieć, że "Wiosna w Różanach" momentami była dużo lepsza, aniżeli "Droga do Różan".

"Wiosnę w Różanach" przeczytałam ze sporą przyjemnością. Duży atut powieści stanowią wplecione w jej treść przepisy pani Zuzanny, a także lektura fragmentów spisywanych jej ręką pamiętników. Bardzo podobały mi się również opisy potraw serwowanych przez Mariannę podczas spotkań z przyjaciółmi. Interesujące urozmaicenie fabuły książki stanowiło dla mnie również przybliżenie niektórych rytuałów i przesądów będących domeną wiedźm. 

"Wiosnę w Różanach" polecam przede wszystkim miłośnikom powieści obyczajowych.