piątek, 9 grudnia 2011

"Dotyk miłości"

Lubicie Elvisa Presley'a? Ja bardzo. O największe wzruszenie przyprawia mnie jego piosenka Love me tender

Kiedy jej słucham, przypomina mi się film, który oglądałam jeszcze jako nastolatka.
"Dotyk miłości"*, gdyż to o nim mowa, ukazuje historię trzynastoletniej Karen, dziewczynki chorej na Mózgowe Porażenie Dziecięce. Akcja filmu rozgrywa się w latach pięćdziesiątych, jej miejscem są Stany Zjednoczone.

Główna bohaterka "Dotyku miłości" przebywa w domu opieki, porzucona przez rodziców, którzy nie są w stanie zaakceptować jej taką, jaką jest. Jej towarzyszami są starzy ludzie i pielęgniarki, traktujące ją jak przedmiot, który przestawia się z miejsca na miejsce, a nie człowieka.

Dni Karen upływają na siedzeniu na wózku i wpatrywaniu się w jeden punkt. Tylko na tym, ponieważ dziewczynka nie wydaje z siebie żadnych dźwięków. Wszystko zmienia się w momencie, gdy progi ośrodka przekracza młoda, energiczna rehabilitantka (nie pamiętam już jej imienia). Wyrywa ona dziewczynkę z mroku, w którym się znajduje. Z zaskoczeniem odkrywa, iż Karen nie tylko potrafi mówić, ale jest również bardzo inteligentna.

Fizjoterapeutka opiekuje się Karen jak własną córką, której nie ma. Próbuje jej ulżyć, ćwicząc jej zesztywniałe ręce i nogi, uczy ją pisać i czytać. Przede wszystkim jednak zaczyna pytać Karen o to, o co nikt jej nigdy przedtem nie pytał. O jej własne Marzenia.

Karen ma takie jedno, najskrytsze. Pragnie napisać list do swego idola, Elvisa Presley'a. Opiekunka szczerze ją do tego zachęca. W liście Karen wysyła piosenkarzowi własne zdjęcie. Zadaje mu także pytanie, czy powinna ściąć swe długie włosy.

Miesiące jednak mijają, a oczekiwanego listu, jak nie było, tak nie ma. By odwrócić uwagę Karen od upływającego czasu, rehabilitantka wraz z pielęgniarzem, zabiera Karen do kina. Daje jej ono możliwość ujrzenia Presley'a na wielkim ekranie. W pamięci utkwiła mi scena, w której Karen obserwuje jak Presley tańczy i w tej samej chwili uświadamia sobie, iż ona sama nigdy nie będzie w stanie tego robić. A zaraz potem, oczarowana, wsłuchuje się w hipnotyzujący głos Elvisa, śpiewającego "Love me tender".

Dni mijają. Karen zaczyna gasnąć. Staje się coraz słabsza. Okazuje się, że powodem jej pogarszającego się stanu, jest wada serca. Traci też nadzieję, że to o czym marzy, wreszcie się ziści.
List, którego z tak wielką niecierpliwością oczekiwała, zastaje dziewczynkę w szpitalu. Jej ukochany idol przeprasza w nim za tak wielką zwłokę, prosi też, by nigdy nie ścinała włosów, ponieważ podoba mu się właśnie taka, jaka jest. Niezwykle dziewczęca. Po przeczytaniu słów, na które czekała tak długo, dziewczynka umiera. Ze wzruszenia pęka jej serce.

Film został poświęcony fizjoterapeutce, która opiekowała się dziewczynką. I samej Karen. Za jej dotyk miłości...

Mimo iż ten telewizyjny dramat, należy do produkcji klasy B, bardzo mi się podobał. Pokazuje on bowiem brutalną prawdę o tym, jak ponad pół wieku temu traktowano ludzi podobnych do mnie. Cywilizowane dzisiaj Stany Zjednoczone, przypominały wtedy starożytną Spartę, w której dzieci odbiegające od ogólnego wyobrażenia o doskonałości, zrzucano po prostu ze skały. W Ameryce ich nie ratowano, podobnie jak w Polsce, jeszcze w latach siedemdziesiątych. A dlaczego? Bo przecież nie rokowały.

"Dotyk miłości" pokazuje także, że Marzenia - te Prawdziwie Wielkie - są siłą napędową człowieka, jeżeli się do nich dąży. Elvisowi nadaje natomiast twarz zwyczajnego człowieka, a nie gwiazdora.
Film ten to dla mnie także dowód na to, iż bardzo wiele zależy od tego, w jakim środowisku przyszedł na świat niepełnosprawny człowiek. Że choroba to nie kara, a sprawdzian, z którego nie ma poprawek. Sprawdzian z Miłości i Człowieczeństwa, zaś każdy "chory" w mniemaniu współczesnego społeczeństwa, dążącego nieraz do perfekcji za wszelką cenę, taki nie jest. Jest "tylko" i "aż" inny. A tak naprawdę taki sam, jak wszyscy.

* Twórcy filmu zapewniali we wstępie, że historia o Karen jest autentyczna. Mnie najbardziej kojarzy się ona z  kobietą, mimo iż nie wszystkie fakty się zgadzają.

* Elvis Presley był bardzo hojnym człowiekiem. Kilka miesięcy temu usłyszałam w radiu, że w jego domu w Memphis znaleziono zamurowane w ścianie dokumenty, z których niezbicie wynikało, że Presley bardzo dużą część swoich dochodów przeznaczał na cele charytatywne. Robił to po cichu, nie dla poklasku i bez blasku fleszy.

2 komentarze:

  1. Nie :) Marie Killilea i jej córka Karen z filmową Karen wspólne mają tylko MPD. Czytałam kiedyś książkę jej (tzn Marie) autorstwa, zatytułowaną po prostu "Karen" (świetna, polecam!), w której opisuje historię swojej córki (i pozostałych dzieci) i swojej walki o normalne samodzielne życie dla niej. Marie i James zrobili nieprawdopodobnie dużo na rzecz osób z MPD. Przy okazji walki o normalne życie dla ich córki, odkrywali jak wielkie jest społeczne wykluczenie takich osób i jak wiele można i trzeba zrobić by to zmienić. I po prostu to zrobili.
    Czytałam tę ksiązkę bardzo dawno, świetnie napisana, czytał się jednym tchem. Najmocniej utkwiła mi w pamięci pewna historia, dość zabawna, pokazująca sposób działania państwa Killilea. Nie pamietam już w jakim celu musieli napisać kilkanaście albo i kilkadziesiąt listów. Zrobili to, ale pojawił się problem: Listy trzeba było wysłać, a oni oboje mieli akurat ciężką grypę. Co tu robić? I wtedy jedno z nich powiedziało: "no przecież my też płacimy podatki!" po czym... zadzwoniło na policję. Wyjaśnili sprawę - że działają na rzecz osób z MPD, że muszą pilnie wysłać tyle i tyle listów, że mają tyle i tyle gorączki i czy ktoś w wolnej chwili nie mógłby im pomóc. No i faktycznie zjawiło się dwóch sympatycznych policjantów, o ile pamiętam nie tylko zabrali im listy do wysłania, ale jeszcze przynieśli pomarańcze, bo to dobre przy grypie :) (Ale być może to ostatnie już sama dodaję, książkę czytałam naprawdę dawno) Tak czy inaczej polecam!
    Znalazłam nawet w necie coś o tej ksiązce: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/60918/karen

    OdpowiedzUsuń
  2. Teano, mnie się tylko tak skojarzyło. :) Tę "prawdziwą" książkę o Karen bardzo bym chciała przeczytać i bardzo dziękuję za link.
    Czy film ukazywał prawdziwą historię, czy nie (bardzo bym chciała, żeby była prawdziwa :)), ogromnie mnie poruszył, mimo że był raczej niszową telewizyjną produkcją.

    OdpowiedzUsuń