poniedziałek, 5 grudnia 2011

Pierwsze koty za płoty, czyli tonący brzytwy się chwyta

"Miałam kiedyś Marzenie, wielkie Marzenie" - tak brzmi cytat z "Roku w Poziomce", autorstwa Katarzyny Michalak.

Ja także mam własne marzenia, jedne duże inne mniejsze, jeszcze inna zaś całkiem maleńkie, "nie większe niż łebek od szpilki", tak jak to gdzieś kiedyś napisałam. To, o którym teraz myślę jest Wielkie. Właśnie tak. Wielkie.

Moje największe Marzenie sprowadza się do trzech słów: chcę samodzielnie chodzić. W spełnieniu tego zwykłego - niezwykłego Marzenia przeszkadza mi choroba, a ściślej mówiąc Mózgowe Porażenie Dziecięce. Jedynym skutecznym lekarstwem na to schorzenie są operacje ortopedyczne oraz długotrwała, systematyczna rehabilitacja. Dotychczas, od dzieciństwa, aż po chwilę obecną, przeszłam cztery operacje. Ostatniej poddałam się w sierpniu. Była ona najmniej inwazyjną, a jednocześnie - z pewnych przyczyn - najtrudniejszą i najbardziej skomplikowaną. Jej pierwsze efekty już widać - są duże i następują niemalże z dnia na dzień.

Dotąd walczyłam po cichu, bo tak mnie moja Mama wychowała. Teraz jednak znalazłam się w takim momencie swego życia, że aby zostać usłyszaną, muszę zacząć krzyczeć.

W Mózgowym Porażeniu Dziecięcym systematyczna i długotrwała rehabilitacja to połowa sukcesu. Niestety jest ona bardzo kosztowna. Miesięczny koszt rehabilitacji pod okiem wykwalifikowanego fizjoterapeuty to 3000 złotych, ja zaś powinnam być rehabilitowana przez kilka miesięcy, a nawet do roku, a w każdym razie do chwili, gdy sama nie stanę na nogi.

Za Nadzieję i Marzenia - tak jak za wszystko w życiu - trzeba płacić. Od pierwszego samodzielnego kroku dzielą mnie dosłownie milimetry. "Tak blisko, a tak daleko..." Za swoje Wielkie Marzenie płacę potem, bólem i łzami. To trudna wojna. Wojna z własnym niewładnym ciałem. Z samą sobą.

Choć wojna jest trudna, nie znaczy to, że nie jest możliwa do wygrania. WIEM, że ją wygram. A dlaczego to wiem? Bo się nie poddałam i nie poddam. 

Musicie być świadomi, że proszenie o cokolwiek obcych sobie ludzi przychodzi mi z ogromnym trudem. Jeżeli przerwę rehabilitację choćby na tydzień, nie tylko stracę to, co sobie z takim trudem wypracowałam, ale i stan mój się pogorszy. Mięśnie i stawy zesztywnieją i nie da się już ich ani rozćwiczyć, ani rozciągnąć.

Dlatego proszę Was raz jeszcze. Nie bądźcie obojętni na moją prośbę...

Na blogu będę opisywać swoją walkę o samodzielność, lecz nie tylko. Znajdą się tu także moje przemyślenia oraz opinie o książkach, które mnie zaciekawiły. Opiszę również tę część swojego życia, która doprowadziła mnie do momentu, w którym się teraz znajduję.

Mam nadzieję, że zechcecie zostać ze mną na dłużej i będziecie czuć się dobrze, zarówno w moim skromnym towarzystwie, jak i tym pięknym wirtualnym zakątku.

Chciałabym z całego serca podziękować moim dwóm mailowym Przyjaciółkom: Pani Katarzynie Michalak oraz Sabince, za to, że umożliwiły mi stanie się kolejnym z oczek w tej niezmierzonej sieciowej przestrzeni.

Sabince dziękuję również za to, że... (Ty na pewno wiesz za co, Sabinko). Pani Katarzynie dziękuję natomiast za te wspaniałe dwa i pół roku znajomości i za to, że pokazała mi, iż o swoje największe Marzenia naprawdę warto walczyć.

Specjalne podziękowania kieruję także do mojego rehabilitanta, a zarazem wspaniałego, ciepłego, serdecznego człowieka - Pana Rafała. Dziękuję, że umocnił Pan we mnie wiarę w to, iż niemożliwe może stać się możliwe. Na przekór wszystkiemu.

Dziękuję także wszystkim tym, którzy są ze mną na co dzień, a pragną pozostać anonimowi. Dziękuję Wam.

I na koniec dziękuję Wam, Kochani Czytelnicy. Za to, że dotrwaliście aż do końca tej notki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz