Czuję się tak, jakbym stała na krawędzi przepaści. To właśnie ona oddziela mnie od świata ludzi samodzielnych. Wystarczy zrobić ten decydujący krok, by przekroczyć tę "magiczną" linię, dotąd dla mnie nieosiągalną. Czy znajdę w sobie dość sił i odwagi, by nie patrząc na to, co było, nie rozpamiętując zaprzepaszczonych nie z mojej winy szans, pójść do przodu?
Tak, znajdę je, a właściwie już znalazłam. Muszę tylko jeszcze ujarzmić paraliżujący mnie lęk przed upadkiem. Ale i on mi niestraszny. Bo najważniejsze to IŚĆ DALEJ. Pokonywać samą siebie. Obłaskawiać własne nieposłuszne ciało, tak jak treser obłaskawia dzikie zwierzę.
Iść dalej. Bez względu na konsekwencje. Każdego dnia zdobywać Mount Everest na miarę siebie samej. I w końcu wejść na szczyt. Ten najważniejszy ze wszystkich. Szczyt samodzielnego życia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz