poniedziałek, 29 kwietnia 2013
"Bezdomna" - recenzja pisana emocjami
Okładka najnowszej powieści Katarzyny Michalak przyciąga wzrok, widniejące na niej zwierzaki, do których wprost. uśmiechają się oczy i profil smutnej, lecz mimo wszystko bardzo delikatnej z urody dziewczyny, nie zapowiadają gamy emocji, z jaką przyjdzie mi się zmierzyć po przeczytaniu "Bezdomnej".
Jest wigilijny wieczór. Czas, w którym ludzie siadają przy suto zastawionych stołach, dzielą się opłatkiem, składając sobie życzenia łamiącym się ze wzruszenia głosem i obdarowują się nawzajem prezentami. Trzydziestoletnia Kinga mogłaby obserwować te pełne uroku scenki, spoglądając w okna mijanych apartamentowców. Mogłaby, ale nie chce. Jej umysł zaprząta pełen odpadków śmietnik, który wybrała sobie na miejsce spędzenia ostatnich chwil swego nędznego życia.
Bo Kinga chce popełnić samobójstwo. Nic ani nikt jej na tym świecie nie trzyma. Cały dobytek tej znękanej przez los młodej kobiety mieści się w małym tobołku. Najcenniejszym przedmiotem w nim są tabletki, które pieczołowicie zbierała przez długi, długi czas. To właśnie one uwolnią główną bohaterkę "Bezdomnej" od konieczności zmagania się z każdym kolejnym dniem.
Życie Kingi ratuje mały bury kot, który przez przypadek został zamknięty w śmietniku. Ciche mruczenie zwierzęcia przywraca dziewczynie świadomość. Na Kingę i jej czworonożnego przyjaciela mimowolnie natyka się Aśka, z zawodu dziennikarka. Zwietrzywszy doskonały materiał na reportaż, zaprasza bezdomną Kingę wraz ze zwierzakiem w progi swego ociekającego luksusem, lecz mimo to bezosobowego apartamentu. To właśnie o te bezosobowe ściany rozbije się część historii Kingi, opowiadanej przez nią samą.
Ludzie, którzy planują kupić dom, luksusowy samochód, wyjechać w wymarzoną wakacyjną podróż z czasem stają się więźniami własnych pragnień. Kinga powinna więc czuć się wolna, bo przecież nic nie posiada, nie ściga jej ani ZUS, ani Urząd Skarbowy. Jej "wolność", którą inni czasami "wybierają" ot tak, z powodu nadmiernego pociągu do alkoholu lub hazardu jest tylko pozorna. Kinga bowiem zamknięta jest w niewoli po stokroć straszniejszej niż ta, której synonimem staje się duży dom bądź nowe, bardzo drogie, auto. Sama sobie narzuciła kajdany poczucia winy, chce, by nią gardzono. Dlaczego, chciałoby się wykrzyknąć? Odpowiedź na to pytanie może przynieść jedynie lektura książki.
"Bezdomna" nie jest z pewnością pozycją lekką, łatwą i przyjemną, którą czyta się dla rozrywki i podtrzymania nadziei w spełniające się marzenia, jak zdecydowaną większość poprzednich powieści Autorki. Nie ma w niej księcia na białym koniu, ani niewinnej dziewczyny, uparcie wyczekującej swego ukochanego. Nie ma w niej wiary w to, że świat jest dobry i piękny, jest za to brutalna rzeczywistość.
Walka o kęs jedzenia wygrzebany ze śmietnika i łzy płynące po policzku, kiedy z trudem przechodzi przez zaciśnięte gardło. Walka o kurtkę umazaną fekaliami i kawałek śmierdzącego materaca. Jest jama, która początkowo miała stać się grobem, a staje się schronieniem. Błysk szaleństwa. Pierwszy czwartek każdego miesiąca. Wspomnienia, mnóstwo bolesnych wspomnień. I samotność każdego z bohaterów, choć każda z tych samotności ma inny odcień bólu.
Choć język "Bezdomnej" jest lekki i prosty w odbiorze, to treść, jaką ze sobą niesie, ma potężny ładunek emocjonalny. Słowa, które są w stanie oddać go najpełniej to: po prostu wstrząsająca.
Bo ta powieść mną wstrząsnęła. Przed oczami miałam rozgrywające się w niej wydarzenia, powodujące, że często łzy szkliły mi się pod powiekami. To zupełne przeciwieństwo "Nadziei", "Mistrza", a nawet "Zmyślonej", która również mnie sponiewierała.
Pani Katarzyna Michalak po raz kolejny udowadnia, że nic, co ludzkie, nie jest jej obce, a jej literacki talent ma wiele twarzy.
"Bezdomna" to dla mnie opowieść o tym, że czasami nie mamy wpływu na to, co się z nami dzieje, choć bardzo byśmy chcieli. Na jej kartach poruszanych jest wiele istotnych kwestii. Najważniejsze jednak wydają mi się te, pozwalające na nowo docenić smak ciepłej herbaty i bułki z masłem zjadanej na kolację.
"Bezdomna" uczy, by nie oceniać po pozorach, gdyż nigdy nie wiadomo, jakie koleje losu wygnały odzianego w łachmany człowieka na ulicę.
Stanowi ona także swoistą przestrogę przed naiwnością i zbytnią ufnością, ponieważ tak łatwo jest stracić to, co się posiada, nawet w ułamku sekundy, po jednej nieprzemyślanej decyzji.
Ale "Bezdomna" to także nadzieja na to, iż choć jedno z "piętnastu istnień ludzkich" uda się tą powieścią ocalić...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo się cieszę że miałaś już okazję przeczytać tę książkę - tak bardzo wyczekiwaną przez wiele osób :-) Utwierdziłas mnie w przekonaniu że warto było czekać a jej lektura będzie naprawdę ważnym doświadczeniem :-)
OdpowiedzUsuńAlison2, naprawdę warto czekać na tę powieść, choć poruszany w niej temat jest trudny. "Bezdomna" pozwala wiele zrozumieć i docenić to, co się posiada.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplement.
Piękna recenzja. Książkę z cała pewnością przeczytam:)
OdpowiedzUsuńDiunam, dziękuję za ciepłe słowa. :-)
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
Boję się tej książki, ale ostatnie Twoje zdanie spowodowało, że postanowiłam mimo wszystko ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że udało mi się zachęcić Cię do sięgnięcia po książkę, Nailo.
OdpowiedzUsuńGenialna recenzja, masz dziewczyno talent do pisania ! A co do ksiazki to mam nadzieje ze rownież wkrótce po nią siegne. Mam tylko małe pytanie : czy dobrze mi sie wydaje czy w tej smutnej historii nie ma co liczyć na błysk Nadzei ?
OdpowiedzUsuńPanna - Cotto, dziękuję za komplement. :-)
OdpowiedzUsuńRównież w "Bezdomnej" jest maleńki promyczek Nadziei. Jest, o ile tylko potrafisz go dostrzec...
Czyli trzeba obowiązkowo przeczytać :)
UsuńJa tam uważam, że w "Bezdomnej" nie ma nadziei. Jest nadzieja dla tych, co ją przeczytają i zdążą poprosić o pomoc. Tak, dla tej nadziei książkę napisałam.
OdpowiedzUsuńKarolino droga, jak powiedziała panna-cotta masz talent i wiesz, na co czekam, no nie?
Pani Kasiu, dla mnie promyczek nadziei w "Bezdomnej" jednak jest, ale przecież każdy odbiera określoną książkę inaczej.
UsuńWiem na co Pani czeka, wiem...
Karolinko Kochana...naprawdę piękna recenzja...ja "Bezdomną" skończyłam czytać wieczorem...i to był błąd...bo noc nie przespana...nic innego nie napiszę jak to że książka mnie zmasakrowała...dodatkowo wielkim atutem jest język:prosty, nośny, piękny...dziękuję że zachęciłaś do przeczytania:*
OdpowiedzUsuńNie ma za co, Julio. :-) Mam nadzieję, że już niedługo wrócę do regularnego pisania na blogu. Muszę się tylko wyleczyć...
Usuń