wtorek, 27 grudnia 2011

"I belive I can fly, I belive, I can touch the sky..."

Kiedy ponad cztery miesiące temu leżałam na szpitalnym łóżku, czekając na podanie narkozy, z tamtych chwil pamiętam tylko zakryte oczy mojej Mamy, kręcące się w moich oczach łzy, które za wszelką cenę starałam się ukryć oraz paniczny strach, że już się nie obudzę z tego wywołanego anestetykami snu. Tylko gdzieś bardzo, bardzo daleko, na dnie mego przerażonego serduszka tliła się iskierka Nadziei na to, że "jutro" może być lepiej...


Jeszcze cztery miesiące temu wózek zastępował mi nogi. Dziś natomiast już "wierzę w to, że mogę dotknąć nieba". Bo wiem, że to, na co czekałam dwadzieścia sześć lat staje się prawdą na moich oczach. Że niemożliwe staje się możliwe. Na przekór wszystkiemu... Zobaczcie sami.

Siedzę na krześle z uśmiechem na buzi.


Stoję o kulach ze słońcem w sercu i radością w oczach.


Ja w wersji zmęczonej i Ten, Który Przywrócił Mi Nadzieję - mój rehabilitant - Pan Rafał.


To właśnie między innymi dzięki Waszej pomocy idę do przodu - w najpełniejszym znaczeniu tych słów. Dziękuję Wam, że towarzyszycie mi w tej walce o lepsze jutro, nawet wirtualnie. I proszę Was raz jeszcze, nie zapominajcie o mnie. Ja naprawdę bardzo potrzebuję Waszej pomocy...

8 komentarzy:

  1. Karolino, gratuluję i bardzo się cieszę.
    Znamy się wirtualnie, z mojej strony, bardzo króciutko, ale i tak wzruszyłam się.
    Ja tu trzymam za Ciebie kciuki!
    I uśmiecham się:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Maciejko, dziękuję Ci, że jesteś. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No, Kobieto, jestem z Ciebie dumna!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo Ci dziękuję, Bujaczku.

    OdpowiedzUsuń