wtorek, 6 grudnia 2011

"Jestem ołówkiem w ręku Boga"



"Ołówek" Katarzyny Rosickiej - Jaczyńskiej nie jest lekturą ani lekką, ani tym bardziej łatwą, choć przyjemnie się ją czyta. Biorąc tę książkę do rąk, czułam lęk przed tym, co w niej odnajdę. Z czym przyjdzie mi się zmierzyć.

Autorka powieści jest zarazem jej główną bohaterką. Katarzyna to kobieta około pięćdziesięcioletnia. Rude włosy i magnetyzujące spojrzenie przyciągały do niej przystojnych mężczyzn. Kiedyś miała wszystko, a cały niemal świat leżał u jej stóp. 

Kiedyś... Przed dziesięcioma laty dotąd silne i zdrowe ciało bohaterki zaczęło wysyłać niepokojące sygnały. Jednego dnia zaczęła tracić siłę w nogach, drugiego przewróciła się na prostej drodze, a jeszcze innego nie była w stanie przejść po nierównej podłodze. Nie przejmowała się jednak tym, co się z nią dzieje, zajęta prowadzeniem agencji modelek, organizacją pokazów w Teatrze Wielkim, opieką nad trójką dorastających latorośli, czy wreszcie wiązaniem się z mężczyznami, goszczącymi na pierwszych stronach gazet. 

W tym, że wszystko jest w porządku upewniały kobietę wizyty u kolejnych specjalistów, których po pewnym czasie zaczęła jednak odwiedzać. Właściwa diagnoza przyszła po trzech latach oczekiwania. Brzmiała jak wyrok: SLA, stwardnienie zanikowe boczne, choroba neurodegeneracyjna. Najprościej rzecz ujmując schorzenie to dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu odbiera człowiekowi wszystkie siły fizyczne, pozostawiając mu przy tym jasny i otwarty umysł.

Po diagnozie życie autorki książki zmieniło się niemal z dnia na dzień. Prawie wszyscy ci, których uważała za prawdziwych przyjaciół odeszli, bojąc się patrzeć, jak dotąd pełna życia kobieta, gaśnie w oczach. Przy jej boku pozostał tylko Wiktor, homoseksualista. Przez dwa lata opiekował się Kasią niczym najczulsza pielęgniarka. We wszystkim jej pomagał. Po prostu był.

Nadzieją na wyzdrowienie miał być dla Kajki wyjazd do Indii oraz stosowana tam medycyna ajurwedyjska. To właśnie w tym odległym zakątku świata Katarzyna przekonała się jak bardzo Hindusi różnią się sposobem bycia od nas, Polaków. Tam była po prostu człowiekiem, któremu trzeba pomóc, a nie przedmiotem, czy rośliną, aczkolwiek rośliną myślącą.

Mimo trudnej i często bardzo bolesnej tematyki, którą tworzą osamotnienie, brak zrozumienia nawet wśród najbliższych, zmaganie się z urzędniczymi absurdami, czy wreszcie walka o każdy godnie przeżyty dzień, "Ołówek" niesie nadzieję. Nadzieję na to, że zawsze może być lepiej, bez względu na okoliczności. Pozwala lepiej zrozumieć człowieka chorego, który zmaga się z codziennością tak trudną, iż dla większości z nas jest ona nie do ogarnięcia. 

Największa wartość tej książki zamyka się jednak według mnie w zdaniu: "Chciałabym wykrzyczeć wszystkim "chorym", żeby nigdy się nie poddawali (...). Najgorsze w chorobie jest przeświadczenie, że już niewiele można zrobić, że nie wypada niczego od życia oczekiwać, że jest się osobą gorszą, niewartą miłości i uwagi. (...) Wszystkim "zdrowym" chciałabym przypomnieć, żeby doceniali i byli prawdziwie wdzięczni za każdy, krok, gest, oddech, bo jutro może wyglądać inaczej. Życie jest cudem zawsze".

Przeczytajcie. Naprawdę warto.

5 komentarzy:

  1. Ostrzę sobie zęby na tę książkę. Jak się uda niedługo też będę miała okazję ją przeczytać.
    Bardzo ciekawa recenzja, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo wielka zachęta. ja sam z przyjemnością skorzystam z tej możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za komplement, Teano.

    "pisanyinaczej", jak już pisałam, "Ołówek" to bardzo wartościowa lektura, mimo tego, iż niełatwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam "Ołówek"! A właściwie pochłonęłam. Naprawdę wciągająca lektura.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się ogromnie, że się Pani podobała, i że to ja zachęciłam Panią do przeczytania tej książki.

    OdpowiedzUsuń