wtorek, 13 marca 2012

Świat w pastelach Ingi


W "Świecie w pastelach Ingi" poznajemy historię życia Gabrysi, nauczycielki języka polskiego w jednej z warszawskich podstawówek. Gabrysia pozornie jest szczęśliwa, ma pracę, którą lubi, małe mieszkanie, męża Michała i czteroletnią córeczkę Mikę. Pod miłym uśmiechem skrywa jednak samotność, o którą nikt jej nie podejrzewa. Aby uporać się z emocjami towarzyszącymi jej każdego dnia, Gabrysia pod pseudonimem Inga zakłada bloga - tytułowe "pastele". 

Bloga dziewczyny zaczyna odwiedzać i czytać mężczyzna podpisujący się nickiem Nikt_Ważny. To właśnie jemu początkowo nieufna Gabrysia zaczyna zwierzać się z problemów małych, wielkich i największych, to przed nim kobieta zrzuca maskę, jaką zakłada co dnia, i opowiada mu o dramacie rozgrywającym się w jej małżeństwie. Widzimy Gabrysię jako kobietę, których tysiące każdego dnia biegnie polskimi ulicami: oddaną swojej pracy i uczniom, jednak przytłoczoną nadmiarem problemów szarej codzienności, zamkniętą w klatce psychicznej przemocy, umiejętnie dozowanej jej przez męża brutala.

Czy Nikt_Ważny odkryje przed Gabrysią swoją tożsamość? Kim się okaże i czy coś w jej życiu zmieni? Czy Gabrysia wyrwie się z matni, jaką jest jej związek z Michałem?

Akcja powieści prowadzona jest dwutorowo - w narracji trzecio- i pierwszoosobowej. Narratorką pierwszoosobową jest właśnie jej główna bohaterka, dzięki temu możemy ją lepiej ją zrozumieć, poznać jej myśli, które jako Inga przelewa w internetowy pamiętnik.

Polubiłam zarówno Gabrysię, jak i bohaterów drugoplanowych: Mateusza, dozorcę Janka, a nawet srogą dyrektorkę szkoły Żyłę. Ich losy są słodko - gorzkie, zupełnie jak to w prawdziwym życiu. 
Choć akcja powieści jest według mnie nieco przewidywalna, to mimo tego polecam ją serdecznie każdemu, kto lubi dobrze skonstruowane historie obyczajowe z tak zwanym "drugim dnem".
"Świat w pastelach Ingi" to według mnie powieść nie tylko o problemach, lecz także o tym, że pozory często mylą, a niektórzy ludzie pod maską surowości skrywają dobre i wrażliwe serca.

Nie sposób według mnie nie wspomnieć także o okładce książki, która urzekła mnie dosłownie od pierwszej chwili, kiedy tylko na nią spojrzałam. Jest cudnie pastelowa, słoneczna, przyciąga wzrok. Musicie wiedzieć, że moją ulubioną barwą jest żółty, właściwie wszystkie jego odcienie, nic więc dziwnego, iż zapragnęłam mieć tę książkę w swojej domowej biblioteczce od momentu, gdy ją tylko zobaczyłam. Powiedzenie "nie sądź książki po okładce" moim zdaniem się tu nie sprawdza, ponieważ piękną okładkę uzupełnia dobra treść powieści. 

8 komentarzy:

  1. A dla mnie ładna jest tylko okładka, bardzo naiwna ta książeczka jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy numer 1 - może rzeczywiście nie jest to literatura zasługująca na nagrodę Nike, ale mnie się podobała. Życie jest na ogół zbyt poważne, by odmawiać sobie czytania "naiwnych książeczek".
      Na drugi raz podpisz się, po skomentowaniu czegokolwiek na moim blogu - odrobina kultury tego wymaga. Jeżeli komentarze nie będą podpisywane, będę je po prostu usuwała.

      Usuń
    2. Jak będziesz usuwała komentarze to ich nie będziesz miała wogule, bo mało kto sie pojawia na tym blogu.
      Odrobina kultury wymaga też by odpowidac kulturalnie na anonimowe komentarze. PO prostu.

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o moją kulturę, tudzież jej brak, dopiero gdybyś poznał/poznała mnie osobiście, mógłbyś/mogłabyś mnie ocenić. Ja zawsze kiedy kogoś krytykuję, mam odwagę się podpisać. W przeciwieństwie do Ciebie.

      Usuń
  2. Okładka okropna. Z recenzji wynika, że książka taka jak okładka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy numer 2 - może dla Ciebie zarówno okładka książki, jak i jej treść są okropne, dla mnie wręcz przeciwnie. Nikt Ci nie każe czytać tej powieści, czytaj to, co Tobie odpowiada.
      Mam do Ciebie taką samą uwagę, jak do anonimowego numer 1: podpisz się, zanim skomentujesz jakąkolwiek notkę na moim blogu.

      Usuń
  3. Kupiłem - okładka bardzo przyjemna, za komentarz niech posłuży opis w jaki sposób Ingę kupiłem: z pracy wróciłem po 21, po niezbędnych czynnościach (jedzenie, sprzątnięcie, mycie) wziąłem się za czytanie - po 23,3o do 2,15. O 5,30 pobudka i do roboty. Do około 10,oo ganiałem po budowie jak kot z pęcherzem. Pozałatwiałem co najpilniejsze i później prawie 2 godziny stałem w barakowozie przy szafie z papierami. Na półce leżała książka, którą namietnie czytałem - jak ktoś wchodził, to udawałem, że szukam protokółów... Tak dokończyłemm "Świat w pastelach Ingi". Dziwi mnie opinia Anonimowych - czy ktoś pod pistoletem każe im tą książkę czytać? Jeśli szukają czegoś bardzo mądrego i wartościowego, to polecam Pismo Święte... Wiele się z niego nie nauczą z takim swoim podejściem, ale..... Pozdrawiam serdecznie -Aajek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Aajku - właśnie o to chodzi, że nikt Anonimowych do czytania tej książki nie zmusza.

      Również Cię pozdrawiam.

      Usuń