sobota, 26 maja 2012

Mama

Filip przystanął przed dużym przeszklonym oknem wystawowym kwiaciarni, której od dłuższego czasu bywał częstym gościem. Wiedział, że gdy tylko przestąpi próg tego sklepu, zza lady przywita go ciepły uśmiech i równie ciepłe "dzień dobry" wypowiedziane głosem pani Hani.

- Poproszę dwa bukiety róż, jeden niech będzie herbaciany, drugi czerwony, przetykany konwaliami - rzekł Filip. Pani Hania z uśmiechem na ustach zabrała się do przygotowywania bukietów.

- Synku, - zagaiła serdecznie - pozdrów Mamę ode mnie. Słyszałam, że ostatnio bardzo chorowała. Powiedz jej, że czekamy z niecierpliwością, kiedy znowu nas odwiedzi.

- Dziękuję bardzo pani Haniu - trzydziestotrzyletni mężczyzna uśmiechnął się lekko, po raz kolejny usłyszawszy  zapamiętane jeszcze z czasów dzieciństwa słowo "synku", którym zawsze obdarzała go starsza kobieta, mimo iż Filip nie był przecież jej dzieckiem, ani nawet krewnym. - Proszę się nie martwić, na pewno przekażę Mamie pozdrowienia - Filip bezskutecznie próbował włożyć w dłoń starszej kobiety należność za dwa bukiety.

- Nie trzeba, mój drogi - powiedziała. - Niech kwiaty długo cieszą oczy tych, dla których są przeznaczone, Filipku - odprowadziła człowieka, którego znała od pierwszych dni jego życia, spojrzeniem przepełnionym serdecznością.

Filip... "Miłujący konie", takie imię nadała mu Mama. Imię o tak niezwykłym znaczeniu zobowiązywało, więc Filip od momentu, kiedy jako pięcioletni chłopiec po raz pierwszy dosiadł karego wierzchowca, jeździł na nim tak, jakby zarówno on i zwierzę o bujnej, gęstej grzywie stanowili jedność.

Kierując się w stronę domu, mężczyzna z nostalgią wspominał nie tylko lekcje jazdy konnej. Przed oczy napłynął mu obraz małego pokoiku, w którym od zawsze królowały książki i kwiaty. - Mama po dziś dzień ubóstwia kwiaty - uśmiechnął się do siebie. - I książki także - pomyślał o najnowszej powieści znanego pisarza, zawiniętej w kolorowy papier, spoczywającej na szafce w przedpokoju w jego nowym mieszkaniu. Było ono zupełnie inne od tego, które Filip jako mały chłopiec dzielił ze swoją Mamą. Tamto składało się tylko z małego pokoiku i jeszcze mniejszej kuchni, a mimo to wyniósł z niego najpiękniejsze i najlepsze wspomnienia. Do dnia dzisiejszego pamiętał okrągły brązowy stolik, nakryty dzierganą na szydełku serwetką, przy którym spędził z Mamą dużo radosnych chwil. To przy tym stoliku Mama opatrywała pozdzierane do krwi kolana i ocierała mokre od łez policzki. To przy tym stoliku z kolegami i koleżankami z klasy grali w karty, co chwilę sięgając po kawałek drożdżowej bułki z rodzynkami, grubo posmarowanej na wierzchu masłem. To przy tym stoliku wreszcie przytulała zrozpaczonego syna, gdy jego pierwsza wielka miłość znalazła sobie inny obiekt westchnień, powtarzając przy tym, że pewnego dnia odnajdzie taką, która jest przeznaczona dla niego.

Filip nie znał własnego ojca. Gdy tylko dowiedział się o tym, że Anna spodziewa się dziecka, odszedł ze słowami: "To twój problem, nie mój. Rób co chcesz i nie oczekuj ode mnie żadnej pomocy". Więc Anna radziła sobie sama.

Mimo tej gorzkiej pigułki, jaką Filipowi podarowało życie, stał się on człowiekiem o prawym, pogodnym i silnym charakterze, ponieważ miłość do ludzi, jaką zaszczepiła w nim Matka, była znacznie większa od wszystkich bolesnych ciosów, których doświadczał.

Dzięki swojej Mamie Filip poznał dwa odrębne światy. Swoją postawą wobec innych nauczyła go ona szacunku oraz akceptacji wobec odmienności. Pokazała mu, że to, co na pierwszy rzut oka wydaje się "inne", tak naprawdę po bliższym poznaniu jest "takie samo". Matka nauczyła go także patrzeć sercem...

Gdy kilka miesięcy temu Mama Filipa poważnie zachorowała, ten spędzał w szpitalu długie godziny, czuwając przy jej łóżku. Gdy po kilku tygodniach kryzys minął, pani Anna opuściła szpital jeszcze wątlejsza niż dawniej, lecz mimo to jak zawsze uśmiechnięta.

Filip nie przypuszczał, że wizyty w szpitalu zaowocują tym, na co tak długo czekał. Poznał tam Emilkę, która dziś po raz pierwszy świadomie będzie świętować Dzień Matki. Kiedy tylko Filip przekroczy próg mieszkania, Emilka bezwiednie położy dłoń na zaokrąglonym brzuszku,  po czym nieśmiało się do niego przytuli, delikatnie opierając policzek o pachnące płatki czerwonych róż. Emilka była pod pewnym względem bardzo podobna do jego Mamy.

Jego Mamy... Jego Mamy na wózku... Dzięki niej poznał dwa tak dalekie od siebie, a jednocześnie przenikające się nawzajem światy. Świat zdrowych i niepełnosprawnych. Jako student jeździł na obozy dla niepełnosprawnej młodzieży. Wśród młodych, poruszających się na wózkach ludzi jako wolontariusz spędzał każde wakacje i ferie zimowe.  Podczas lata uczył ich pływać w ciepłym lazurowym morzu, w zimie natomiast zjeżdżał wraz z nimi na sankach z wysokich pagórków, czemu zawsze towarzyszyły niepohamowane piski i krzyki radości. To właśnie wśród ludzi, których często bardzo inteligentne umysły zamknięte były w niedoskonałych ciałach, po raz kolejny nauczył się, czym jest szczera i bezgraniczna radość.

Filip weźmie narzeczoną na ręce, by znieść ją po schodach i pomóc usadowić się w samochodzie. Młodzi pojadą do pani Anny zakomunikować jej radosną nowinę. A potem Filip zabierze dwie drogie swemu sercu kobiety w pewne przepełnione magią miejsce... Będzie cudowna niespodzianka! Ale to już zupełnie inna historia...

*

Wszystkim Mamom z okazji ich święta, tym, które mogą już cieszyć oczy własnym potomstwem, tym przyszłym, i tym kobietom, które pragną nimi zostać, z całego serca życzę wszystkiego dobrego.

10 komentarzy:

  1. Dziękuje serdecznie. Z prawdziwą przyjemnością przeczytałam powyższy fragment. Czy to część czegoś większego?
    Ja już jestem mamą i dziś zaraz po przebudzeniu pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam to mój 6-letni synuś z słodkościami i życzeniami dla mnie.
    Mam nadzieję jeszcze choć raz mieć dzidziusia.
    Dołączam się do życzeń dla Wszystkich mam. Tych przyszłych, które mają gotowość w sercu również.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bursztynko, rok 2011 był ogłoszony rokiem osób niepełnosprawnych. Rozgorzały wtedy dyskusje na temat macierzyństwa i ojcostwa osób niepełnosprawnych. Kiedy czytałam wypowiedzi różnych zdrowych osób, nieraz było mi przykro, ponieważ pisały one, że np. niepełnosprawne matki chcą mieć dzieci tylko dlatego, żeby zapewnić sobie opiekę na starość. Albo że trzeba uważać, żeby czasami niepełnosprawna matka przez swoją "inność" nie skrzywdziła własnego dziecka. Moim zdaniem osoba niepełnosprawna doskonale zdaje sobie sprawę ze swych ograniczeń i takie negatywne słowa kierowane w jej stronę są dla niej zwyczajnie krzywdzące.
    Kontrastem dla negatywnych wypowiedzi były słowa wypowiadane przez dzieci, które miały niepełnosprawne Mamy, ojców bądź oboje rodziców. Z ich wypowiedzi wynikało, że tacy rodzice byli niejednokrotnie lepsi od tych zdrowych, choć naturalnie nie jest to regułą. Najbardziej utkwiła mi w pamięci wypowiedz pewnej kobiety. Otóż kobieta ta miała kolegę, którego Mama od urodzenia poruszała się na wózku. Dzieci bardzo chętnie przyjaźniły się zarówno z tamtym chłopcem, jak i z jego Mamą. Wyrósł on na prawego człowieka. Po prostu dobrego. Organizował obozy dla niepełnosprawnych, a centralny punkt na facebooku zajmowało zdjęcie jego Mamy, która już nie żyje, a którą kochał nad życie. Jego Mamy na wózku...
    Gdy tylko przeczytałam tych kilka zdań, od razu zaczęłam zastanawiać się, jak to by mogło być. Myślę, że właśnie tak. Dlatego napisałam to opowiadanie. Myślę, że dzień dla opowiedzenia tej historii jest więcej, niż odpowiedni.
    Bursztynko, napisałaś, że składasz życzenia z okazji Dnia Matki również tym kobietom, które choć jeszcze nimi nie są, mają w sercu gotowość na macierzyństwo. Te życzenia są więc i dla mnie... Bardzo Ci za nie dziękuję.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Ty pięknie piszesz, Karolino :-)
    Niby wiem, ale wciąż się zadziwiam :-)

    Dziękuję za życzenia:-)

    Maciejka

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci bardzo za komplement, Maciejko. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie i mądrze napisane :) właśnie , dlatego lubię czytac blogi tu są prawdzie emocje dyskusje i teksty skłaniające do przemyśleń :)
    cóż ja też dołączam się do zyczen (to nic ze dzien matki juz minał , myślę ze powinien on trwac caly rok!!!), a Tobie życzę spelnienia marzen :))
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję Panno Cotto i również Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. I się popłakałam ;) Ale ze wzruszenia ;) Chociaż już po Dniu Matki wszystkim kobietom i nam Karolinko takiego Filipa i radości posiadania dziecka, teraz jak i w przyszłości ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję, Irenko, i wzajemnie życzę Ci tego samego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję bardzo za zaproszenia na Twojego bloga :-) I za wielkie serce! Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaradna Mamo, nie ma za co dziękować. Cieszę się, że choć minimalnie mogłam pomóc pani Joli.

    OdpowiedzUsuń